poniedziałek, 20 marca 2017

Wieczny dom

     Siedzieliśmy cicho po obu stronach stołu. Słuchaliśmy trzasku drewna powoli łamiącego się w kominku. Wpatrywaliśmy się w herbatę, która zataczała aromatyczne kółka. Robiliśmy to samo, co zawsze. Za każdym razem, gdy obcy temat witał do drzwi, a my — nie znaliśmy odpowiedzi.
     Wpuszczaliśmy jesienny chłód przez duże okna. Zapraszaliśmy ostatnie promienie ciepłego słońca. Bawiliśmy się w chowanego wobec własnych uczuć. Wieszaliśmy je na ścianach w obrazach, otaczaliśmy ramkami z liści. Marzyliśmy o pięknych, idealnych wieczorach.
     Wszystko było dla nas nowe, wyjęte z oczekiwań, poprowadzone prostą drogą do czystego nieboskłonu. Chmury powoli zsuwały się. Dom rozkładał na części, ściany burzyły się, uderzając z głośnym hukiem o polanę.
     Zostaliśmy tylko my. Po obydwu stronach stołu.
     Czekaliśmy na rozwiązanie obcego tematu, który wszedł nieproszenie do naszego domu. Zburzył nam ściany. Wyrzucił biblioteczkę książek. Spalił ulubione zdjęcia. Ubraniami rzucał przez zniszczone ściany domowego ogniska.
     Zostały nam tylko krzesła.
     Tylko drewniane krzesła pośrodku gruzów.
     Nadal jednak nie znaleźliśmy rozwiązania. Trwając pod niebem wpatrywaliśmy się w siebie. Oczami śledziliśmy każdy fragment twarzy, zamykaliśmy w sercach cząstki uczucia, które rozpoczęło budowę domu.
     Wyciągnęliśmy dłoń przed siebie.
     Palce, choć daleko, próbowały uchwycić trochę ciepła.
     Latami, zamknięci pod niebem, przygwożdżeni grawitacją do ziemi — walczyliśmy o miłość.
     Latami, patrząc na siebie, choć zamykaliśmy czasem oczy — walczyliśmy o siebie.
     Latami, choć pojedyncze kwiaty wyrosły na starych gruzach trudów — walczyliśmy.

     Nieprzerwanie, patrząc na pojawiające się zmarszczki — kochaliśmy. Kochaliśmy siebie po przeciwnych stronach nieistniejącego stołu, na małych, drewnianych krzesłach.

     Latami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz