Wtedy graliśmy wytrwale, choć łzy spływały po twarzy, ubrania przemarzały a serca obezwładniła powoli czerń. Razem i osobno wśród monotonnych dźwięków uroczej poezji. Pięknej bieli myśli, w której nikt nie mógł nam naskoczyć i zdewastować własnego ja.
Niczym małe wróble wśród drobnych igieł. Dwójka ludzi o płci nieznanej, o bladej cerze i bieli w sercach — tym byliśmy dla nas o trzeciej nad ranem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz