niedziela, 3 września 2017

Kim jesteś, Emily? - Dlaczego tak zniknęłaś?

Część czwarta: wiosna

     Przechodziłaś codziennie pod kawiarnią z czerwoną parasolką w dłoni. Zastanawiałem się wtedy, czy owy przedmiot zawsze ci towarzyszy w tak deszczowy marzec. Szczerze się martwiłem, że nie będę mógł wybiec z ciepłego pomieszczenia i rozłożyć swojego parasola nad pięknymi włosami. Ochronić kobietę przed deszczem i zaproponować pomoc. Liczyłem więc godziny na malutkiej serwetce, rysując zawijasy długopisem. Nigdy nie zapomniałem o popołudniowej kawie w małej kawiarence, gdzie tuż za szybą, na zimnym podwórzu, o tej samej godzinie przechadzała się niesamowita kobieta. Zawstydzony długimi nogami, siedziałem spłoszony w fotelu mogąc jedynie podziwiać atuty płci pięknej.
   Aż pewnego razu, nie doczekawszy się twojej zgrabnej sylwetki, zaniepokoiłem się. Zmartwiony wyjrzałem na zewnątrz, owinięty płaszczem, drżąc kierowałem się w nie opamiętaniu w stronę, z której zawsze przychodziłaś.
   Zerkałem do sklepów, co jakiś czas pocierałem ramiona, obserwowałem otoczenie.
   Instynktownie próbowałem wyłapać we wspomnieniach kawałek ciebie, szukałem odłamków, by poskładać je w całość. Przypominałem sobie wówczas szczegóły wyglądu. Czy buty były zabłocone? Może jakieś liście z parku zaplątały się we włosach? A jak trzymałaś w dłoni kubek z innej kawiarni?
   Myślami błądziłem, nie słysząc szumu wokół. Zaginiony w odmętach świadomości stawiałem kroki. Mężczyzna zatrąbił gdzieś obok, zmieniające się na przemian kolory świateł zatrzymały mnie po środku czarno-białych pasów.
   Wtedy znalazłem czerwony parasol otwarty na środku jezdni. Znalazłem też kobietę, która została otoczona mnóstwem ludzi. Nie znalazłem wtedy jednak swoich myśli, które rozkruszyły się z obawy i strachu.
   Wtedy przypomniałem sobie jesień, ten dzień, w którym się do ciebie odezwałem. Byłem tak daleko od ciebie, nie mogłem cię zrozumieć, nie potrafiłem cię dotknąć.
   Jesienią stałem wśród tłumu, próbując wyszukać twojej martwej twarzy. Chcąc zobaczyć ją jeszcze raz.
   – Bardzo lubiłam ten parasol.
   Zdębiały odwróciłem się, widząc jak stoisz obok mnie smutna. Wpatrywałem się ciebie, czując jakby wszystkie myśli odpłynęły z mojej głowy. Znowu byłaś mokra, podobnie zresztą jak ja. Znowu stałaś przede mną w tych koszmarnych szpilkach, próbując wykrzesać z siebie choć troszkę emocji.

   Nie przytuliłem cię, choć bardzo tego pragnąłem. Nie dotknąłem cię, choć serce rwało się w twoją stronę. Myślałem tylko o tobie, wciąż i wciąż. Zastanawiając się, dlaczego jesteś smutna, choć nadal żyjesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz