Coś zaskrzypiało. Coś trzasnęło, obiło się o ściany, dotknęło palcami świeżej farby. Coś wrzasnęło i coś spadło. Odbiło się od ziemi roztrzaskując o blade kafelki. Malutkie cząstki fruwały, coś wrzasnęło. Coś dotknęło opuszkami kosmyków. Coś wpadło, coś wstało i coś…
Zatrzymało czas.
Zatrzymało dla nas czas, gdy siedzieliśmy na kanapie.
Zatraciło gdzieś moje zdenerwowanie, moją nienawiść odsunęło na wyciągnięcie dłoni. Twoich pięknych dłoni, które powstrzymują mnie przed opuszczeniem zamkniętej przestrzeni. Nie pozwoliło drgnąć wskazówkom, nie pozwoliło dzieciom ruszyć się choćby o krok, psu stawiać kolejnych łapek, kawałeczki wazonu zatrzymały się w powietrzu.
Światło zgasło. Perfekcja zniknęła, gdy otworzyłam oczy.
Gdy siedzieliśmy na tapczanie zatrzymano dla nas czas.
Zatrzymano go.
Aby znowu coś krzyknęło, aby znowu coś pękło i się rozbiło. A potem biegło, schyliło głowy, uciekało oczami. Aby cierpiało a potem się uśmiechało. By dzwonek zadzwonił, kucharzyk zabrzęczał, telewizor szumiał, pies dyszał a ja…
Nici przysłoniły widok, światło znikło. Mrugnęłam.
Zatraciłam się gdzieś w czasie, zniknęłam na moment, dałam sercu odpocząć, czując twoje dłonie na barkach. Twoje piękne dłonie każące mi usiąść, muskające lekko czarne kosmyki. Usta wyginające się w uśmiechu, uciekające spojrzenie dzieci, wystający język psa. Brudne podłogi, brudne ściany, zniszczony wazon.
Tylko dlatego, że siedzieliśmy na kanapie.
Dlatego, że dzieliłam z tobą przestrzeń.
Że czas się nagle zatrzymał.
Czas przerwany jednym mrugnięciem.
Przerwany chwilą czegoś.
Chwilą moją.
Zatrzymano dla nas czas, gdy siedzieliśmy na kanapie.
Zatrzymano niewidzialnym mrugnięciem.
Moim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz