poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Potęga gwiazd – rozdział 2 – Na torach

          Dźwięki czarnej wiolonczeli rozbrzmiały w głowie. Dym zasłonił drogę, brudne obłoczki frunęły powoli w stronę nocnego nieba. Ewelinie się także nie śpieszyło, zdawała sobie sprawę z tego, że za godzinę powinna być w pracy. Za kilkadziesiąt minut znajdzie się wśród detergentów i mioteł. Wszystkiego co przypominało jej, jak nisko drabiny życiowej się znajduję i, jak bardzo nie potrafiła ogarnąć siebie. Wszystkiego, co robi tylko i wyłącznie dlatego, aby miała dach nad głową. Zastanawiała się, czy kiedyś zmieni się ta dziura, w której siedzi od dziecka. Wcześniej otoczona ambicjami i wyobraźnią, teraz z braku weny czuje się jak wypluty, dziurawy balon, z którego powoli chodzi powietrze, które kiedyś wypełniało po brzegi elastyczne ściany.
          Piękne momenty spędzone przy klawiaturze, zarwane noce z przyklejonym szczerym uśmiechem. Budując zdania, integrując się z postaciami – żyła w świecie podobnym do bajki. Szczęśliwe zakończenia, piękne opowieści, wzruszające momenty – wszystko było niesamowite, oczy dziecka bez przerwy iskrzyły się, zdobywając liczby – wyświetlenia, komentarze, gwiazdki, opinie. Każde z nich ciągnęło Ewelinę do góry zbyt bardzo, zbyt szybko.
          Musiała kiedyś spaść. Blondynka westchnęła, zgniatając papieros o pobliski śmietnik i zaczęła obserwować zbliżające się numery autobusu. Monotonia trwa - dzisiaj w nocy, jutro znowu rano. Bez snu, bez szczęścia, bez dziecięcych marzeń i celów. Tak, jakby to była inna rzeczywistość. Nie potrafiła do tamtej wrócić, choć pragnęła tego jak niczego innego na świecie. Zamknąć się w pokoju, nie myśleć o finansach, ludzkich uczuciach, ciągłym zabieganiu - istnieć dla siebie niczym królowa.
          Wsiadła do transportu komunikacji miejskiej, przechodząc od razu na sam tył, gdzie ułożyła na siedzeniu swoje cztery litery. Wczorajszy zaczątek kłótni z bratem wciąż zajmował większą część myśli. Nie miała bladego pojęcia, czy oboje będą na tyle cierpliwi, aby mogła pomieszkać dłużej w mieszkaniu. Nowożeńcy chcą mieć prywatność, a ona poniekąd wchodziła butami w ich życie, burząc spokój jaki mieli oboje. Była świadoma tego, że ten stan będzie trwał dopóki sama siebie nie zrozumie i nie zacznie działać. 

⚜⚜⚜

          — Słuchaj, wrócę rano. — Poprawiła telefon, niewygodnie ułożony na ramieniu. — Zostawiłam ci kartkę na lodówce przecież — warknęła już poddenerwowana. Przygryzła wargę, starając się opanować kłopotliwy język. Amelia jest zła – zdawała sobie z tego sprawę. Świadomość, że wzięła nocną zmianę, nie poprawia jej humoru. Zwłaszcza że za kilka godzin obie miały iść na kolejną. A przyjaciółka, biedna, o tej godzinie zamiast spać to zamartwia się. Jej dobre serce i ciepło może i jest cudowne dla małżeństwa, ale dla Eweliny stanowiło dość dużą zaporę do przejścia. Nie chciała ciepła, pragnęła, aby ktoś dał jej w twarz. Postawił na nogi, sama tego nie mogła zrobić. Nie miała w sobie tyle siły, by stanąć naprawdę przed sobą na tyle prosto i równie pewnie postawić pierwszy krok. Nagle Amelia podniosła głos, telefon wyślizgnął się z rąk sprzątaczki. Wystraszona blondynka pochyliła się do przodu.
          Odgłos kroków, powolne odbicia obcasów szumiały Ewelinie rytmicznie w głowie. Nieśpiesznie ułożyła dłoń na telefonie skąd dobiegał cichy głos przyjaciółki. Ślepo wpatrywała się w przygasły ekran, czując narastające zdenerwowanie i zaciekawienie. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej przeczucia są skierowane na jedną osobę, a zdenerwowanie wynika z rosnącej ciekawości.
          Usłyszała krótkie „dobry wieczór”, po czym kroki zaczęły się od niej oddalać. Podniosła szybko głowę przez moment wpatrując się przed siebie. Powinna się spytać, czy wszystko w porządku? Wypada jej? Co zrobić? Odwróciła głowę, analizując wszystkie myśli. Ślepo wpatrywała się w znikające plecy. Miarowe dźwięki odbijały się w głowie blondynki. Była trzecia nad ranem! Jeszcze kilka godzin, a prezes ponownie wróciłby do firmy. Więc dlaczego znajduje się tutaj o tej porze? Dlaczego jest tutaj tak późno? Co, u licha, on tutaj robi? Dlaczego wcześniej nad tym nie myślała? Sylwetka znika, pojawia się skryty za nią numerek dziewiętnaście. Idzie na trzydzieste piętro – to jedyne przychodziło jej na myśl. Żołądek podszedł do gardła, strach przed kolejną próbą samobójczą ogarnął błądzące myśli. Znowu, nie chciała być czuć się odpowiedzialna, już czuła jak serce przyspiesza, a głowa boląco pulsuje. Niemal natychmiast podniosła się, szybko ściągając zielone rękawice i ruszyła za dziwnym mężczyzną. Wbiegła po kolejnych szczeblach schodów, chcąc go dogonić.
          Po czasie minęła dwudzieste piętro, za jakiś czas dwudzieste piąte. Zdyszana, zatrzymała się. Nie ma go – stwierdzenie błąkało się w myślach. Ścisnęła mocno dłonią koszulę, chcąc uspokoić szaleńcze tempo serca. Czuła, jak pieką ją policzki, zrobiła się czerwona. Przeklęła w duchu, jednak po chwili opuściła luźno dłonie po bokach, prostując się.
          Nic już nie słyszała, dźwięk zniknął. Tak jakby rozpłynął się wśród klatki schodowej. Napędzana ciekawością i mnóstwem pytań bez odpowiedzi, weszła zmęczona na jeszcze jedno piętro. Niemożliwe, aby pokonał taki dystans w tak krótkim czasie! Przecież biegła w jego stronę, więc zwyczajnie nie mógł tego zrobić, to było niewykonalne. Gdzie zatem znikł?
          Zmarszczyła brwi, przygryzając wargę. Po chwili jednak odetchnęła głęboko, uspokajając się. Nie powinna się tym interesować, szczególnie że ma robotę do wykonania. Za stara jest na takie dziecinne igraszki. Choć mężczyzna irytował ją swoim tajemniczym jestestwem. Zaczynał być denerwujący i za bardzo przypominał jej o zaginionym świecie fantasy, do którego w dzieciństwie świeciła oczkami.

⚜⚜⚜

Dwa dni później

          Szlaban zamyka się, Ewelina wsadziła jedną rękę do kieszeni, drugą zacisnęła na pozwijanych rączkach papierowej reklamówki. Wieczór – kolejna zmiana minęła przy narzekaniu Amelii, która wręcz wygoniła ją godzinę wcześniej. Dotknęła opuszkami palców pomiętej w kieszeni paczki papierosów. Zostały chyba jakieś dwie, może trzy sztuki trujących walców, pomyślała, uśmiechając się po nosem.
          Była ciekawa, jak Amelia przedstawiła sytuację bratu i, czy znowu czeka ją w domu kolejne prywatne piekło? Przeklęła w duchu, bez ciepła przyjaciółki, brat nie będzie się powstrzymywał przed wrzeszczeniem. Rozszerzy swą paszczę niczym wściekła lwica i będzie upominał, bez przerwy wspominał, będzie kuł w serce każdym nawiązaniem do przeszłości, bo kiedyś było inaczej. Ewelina także była inna. Niewinna, subtelna, zakorzeniona w cudownym świecie wyobraźni i fantazji. Szybująca po chmurkach i cicho hasająca w zielonej trawie.
          Pociąg się zbliżał. Za chwilę zauważyła zarysy pierwszych, szybko przemieszczających się wagonów. Monotonia trwała, nic się nie zmieniło. Sama w sumie nie wiedziała, czy chciałaby cokolwiek pozbawić tej stałości. Wyciągnęła paczkę papierosów. Miała rację - została ich resztka. Zaczęła torować swe myśli na jeden problem: jak wytrzyma jutrzejszą zmianę, skoro zapomniała kupić kolejnej paczki papierosów?
          Następne uzależnienie, czy tak kończą wszyscy początkujący pisarze, którym się nie powiedzie? Powoli mordowani przez własne zgniecione ambicje. Pamiętała swoje pierwsze teksty, pamiętała te maślane oczęta w nie wpatrzone, pamiętała tą chciwość do liczb. Publikacja za publikacją, blog za blogiem, konto za kontem – w końcu ta loteria się skończyła. Czytelników było coraz mniej, czas także się nie cofał – a szkoda. Przestała komentować innych, przestała ich śledzić, wtedy dowiedziała się ile tak naprawdę znaczy własna twórczość.
          Pieprzony materializm i fałszywość, pieprzona wesoła gra. Oczywiście - mogła potem walczyć dalej, powoli wychodzić na prosto, rozwijać się, jednak po co? Wtedy miała osiemnaście lat, magiczna liczba, która uruchomiła w niej trybik lenistwa i depresyjne oblicze, a potem szło już tylko gorzej. Westchnęła, wpatrując się w tory przed sobą. Pociąg już przejechał, Ewelina tylko ślepo zagłębiam się wzrokiem w ciemny tunel budynków naprzeciwko. Papieros dawno został rozdeptany niskim obcasem. Powoli zaczynała zagnieżdżać się w filozoficzne refleksje.
          Czerwone migające światełko gasło, szlaban znowu się zamykał. Za niedługo powinien przejechać pociąg. Coś dużo ich o tej porze, pomyślała, odpalając zapałki i zbliżając ogień do zawiniętego tytoniu. Ktoś podjechał samochodem, szum silnika zakłócił ciszę. Czarny Mercedes zatrzymuje się tuż obok niej. Ciekawa zerknęła w stronę przedniego okna i niemal od razu zakrztusiła się dymem papierosowym, widząc znajome rysy twarzy. Jak głupia wpatrywała się w niedoszłego samobójcę i swojego szefa.
          — Cholera — wykrztusiła z siebie po dłuższym czasie, prostując się i depcząc ledwo zaczęty papieros. Kątem oka zaobserwowała, jak mężczyzna niespokojnie stuka palcem o kierownicę a zmarszczka na czole się pogłębia. Jest zdenerwowany? Zniecierpliwiony? Nie potrafiła dokładnie określić. Może mu się śpieszy? Pociąg nadal nie przyjeżdża, sama stała tu już dłuższy czas.
          Mężczyzna wysiadł, zamykając spokojnie drzwi, zdecydowanie zbyt spokojnie. Ewelina śledziła wzrokiem, jak podchodził do szlabanu i kładł na nim dłonie. Zaczęła się zastanawiać, czy zakomunikować mu swoją obecność. Z jednej strony wydawało jej się, że mogłaby w czymś pomóc, z drugiej – obserwowanie go było dziwną przyjemnością. Tak, jakby miała tykającą bombę przed sobą, elegancką, wyrafinowaną, nienaturalnie spokojną, cichą… Nie była pewna, czy nie zagalopowuje się w przypuszczeniach. Nawet nie wiedziała, jak nazywa się korporacyjny milioner. Nigdy nie interesowały ją kolorowe artykuły w równie barwnych gazetach. Została zatrudniona przez jednego z dyrektorów, a on był prezesem. Była pewna, że jej CV minęło mu gdzieś pomiędzy kilkoma tysiącami ludzi, których zatrudnia. Romantycznie jednak mogła sądzić, że zapamiętał ich spotkanie na dachu. Choć czy rzeczywiście chciałaby, żeby je zakodował gdzieś w odmętach świadomości?
          — Czy widziała pani kogoś?
          Zamrugała zaskoczona. — Nie — odpowiedziała szybko. Nie odwraca się, nadal wyprostowany rozgląda się na boki, pomyślała. Poznał mnie?
          — Czy coś się stało? — Wpatrywała się w niego pytająco. Zdała sobie sprawę, że na to pytanie poprzednim razem żadne z nich nie potrafiło odpowiedzieć. Mężczyzna odwrócił się, kąciki ust lekko się podniosły. Wzrok jednak pozostał tak samo niewzruszony jak za każdym razem, gdy miała tę przyjemność go śledzić. Zaczynała żałować, że zgasiła papierosa. Zwykły odruch wobec kogoś, kto zasila konto co miesiąc. Kultura osobista? Prawdopodobnie to trzymało ją przy zachowaniu taktu.
          — Nie, nic. Dziękuję pani — mówiąc to, pochylił się i przeszedł pod szlabanem. Ewelina odruchowo zrobiła kilka kroków do przodu.
          — Za chwilę pociąg przejedzie przecież — warknęła cicho. Milioner spojrzał na nią kątem oka.
          — Myśli pani, że chcę popełnić samobójstwo, zostawiając włączony silnik samochodu?
          Zamknęła usta, przygryzając wargę. Skarciła się w duchu za niezwrócenie uwagi na taki szczegół. Dziwny człek zignorował ją i poprawił marynarkę, nadal rozglądając się, jakby czegoś szukał. Ewelina po części zdziwiona i zaintrygowana zostawiła torbę z zakupami na chodniku i też przeszła pod szlabanem.
          — Pomóc? — spytała krótko, za bardzo nie wiedząc, jak się zwrócić do przełożonego. Ignorował ją, idąc po torach. Przeklinała w duchu świat, maszerując za nim. Nadal nie pojmowała, jak mógł zostawić ot tak drogi samochód i sobie pójść przejść po torach.
          — Może mieć pani czyste sumienie, naprawdę nie jestem samobójcą — powiedział spokojnie. Blondynka przeniosła wzrok na szerokie barki. Czarna marynarka zlewała się z otaczającą ciemnością.
          — Skłamałabym, gdybym powiedziała, że o tym nie pomyślałam. Jednak sam pan przyzna, że pańskie zachowanie jest dość dziwne, prawda? — Zawsze denerwowało ją zwracanie się do jakiekolwiek osoby w sposób podkreślający dystans, pełen szacunku, jednak chłodny.
          — Jakie zachowanie?
          Zimny wiatr otulił twarz Eweliny, zapięła guziki płaszcza, wtulając niemal od razu nos w komin niedbale owinięty wokół szyi. Światło latarni, które towarzyszyło im wcześniej, jak przechodzili przez szlaban, powoli zanikało. Nikła poświata delikatnie kreśliła linie desek pomiędzy szynami. Kobieta dziękowała w duchu za fakt, że nie musiała chodzić po nowych torach, w których było pełno małych kamyczków. Tutaj deptała tylko wyrastające zielsko i nasiąknięte deszczem drewno. Nie odpowiedziała mężczyźnie, ciągle zastanawiając się na tym, dlaczego za nim poszła i dlaczego ten facet idzie tam gdzie idzie, czyli przed siebie. Cholera, przeklęła w myślach, naprawdę zachowywała się bezmyślnie.
          — Zostawiając samochód, czy idąc po torach? — pyta po dłuższym milczeniu. Ewelina otrząsnęła się z rozmyślań, wracając do zadanego kilka minut temu pytania.
          — To i to — mruknęła pod nosem. Wyobraźnia podsuwała jej różne scenariusze. Dawno nic nie było w stanie pobudzić umysłu sprzątaczki do szaleńczego trybu budowania przyszłych wydarzeń fabuły. A jeszcze godzinę temu myślała o monotonii. Bezmyślność zawsze generowała ciekawe pomysły, nie wspominając już o postaciach. Ciekawe, jakby to było powrócić do pisania po prawie dwudziestu latach. Brzmiało to jak kryzys wieku średniego. Choć prawdopodobnie go przechodziła, idąc powoli wśród ciemności za dziwnym człowiekiem.
          Prezes zatrzymał się.
          — Nie chciałbym być niegrzeczny, jednak przeszkadza mi pani obecność.
          — Musi pan to przełknąć — warknęła. — Za chwilę na sąsiednim torze pojedzie pociąg.
          — Mówiłem — mówi, odwracając się w stronę blondynki. — Nie musi pani się mną przejmować. To kłopotliwe zarówno dla pani, jak i dla mnie.
          — Eweliny. Dla mnie kłopotliwe jest spotykanie swojego przełożonego w takich sytuacjach.
          Zmrużył oczy. Wśród ciemności była w stanie tylko dostrzec ten szczegół, potężna sylwetka przed nią wydawała się zgrana z otaczającym lasem i linią malowaną przez ponure tory. Brakowało jej przekleństw i samokontroli. Dwóch sprzecznych rzeczy, które budowały paradoksalną osobowość. Zaczęła się niecierpliwić, irytowała ją nieznajomość celu oraz nielogiczne zachowanie milionera. Miała ochotę rozwiązać język. Zestresowana wyciągnęła ostatniego papierosa. Ogień na chwilę oświetlił skryte w cieniu sylwetki. Minęło kilka sekund nim zaciągnęła się, wypuszczając po chwili szary dym z ust. Spokojne spojrzenie obcych oczu śledziło niezgrabne ruchy Eweliny.
          — Pójdę sobie, jeśli wytłumaczysz mi, po co idziesz o tej porze po torach.
          — Nie lubisz tajemnic? — spytał niespodziewanie. Dziewczyna pokręciła tylko głową.
          — Irytują mnie.
          Zaakceptował nieformalny ton albo go zignorował, nie chcąc wchodzić w kolejne dyskusje, przeszło jej przez myśl. Uśmiechnęła się lekko. Milioner milczał, nie przerywając swoich czynności. Miała czas, mogła tutaj stać aż do samego rana, dopóki nie będzie zmuszona iść do pracy, czyli zostało jeszcze jakieś dziewięć godzin.
          Nagle oboje usłyszeli niewyraźny dźwięk. Gwałtownie odwrócili wzrok w kierunku przeciwnej strony. Ewelina otworzyła szeroko oczy, ślepo wpatrując się w klona. Poczuła, jak pieką ją wargi. Przeklęła głośno i siarczyście, wypluwając papieros na ziemię. Podeptała go grubym obcasem, jednocześnie przesuwając spojrzeniem po dwóch mężczyznach. Dosłownie skakała tęczówkami z jednego na drugiego, starając się dostrzec choćby jedną różnicę w rysach twarzy.
          Bliźniaki. Piskliwy dźwięk zbliżającego się pociągu, zagłuszył myśli. Wiatr porwał zastygłe korony drzew, szeroki uśmiech stojącego w ciemności klona kontrastował się z mrokiem. Słyszała szybszy, niespokojny oddech. Coś poruszyło się przede nią. Odruchowo chwyciła prezesa za ramię.
          — Bracie! — nieznajomy wrzeszczy, stojąc przy drugiej linii torów. Wydaje się dziecinnie szczęśliwy, szczery i niewinny, zdecydowanie nie jest przerażający. Blondynka wpatrywała się w niego zupełnie zdezorientowana, nawet przez moment nie była w stanie oderwać myśli od obcego klona. Nie potrafiła do momentu, aż szef wyrwał się z jej uścisku. Od razu chwyciła go ponownie, tak jakby stał się tarczą przed zupełnym zdezorientowaniem, a jednocześnie w trosce, aby myśli na temat jego samobójstwa nie stały się prawdą.
          — Do cholery, odsuń się!
          Wrzask tak spokojnej osobistości, zwrócił jej uwagę. Przeniosła wzrok na zdenerwowanego mężczyznę. Zaniepokojony, wręcz przerażony wyraz twarzy przełożonego sprawił, że również zaczęła panikować. Kłębek pojawiających się myśli zatrzymał ją w miejscu. Dokładnie, tak jak za pierwszym razem. Jakaś kula zagnieździła się w gardle, unieruchamiając ciało. Nogi powoli traciły swoją pewność siebie, uginając się po ciężarem ciała.
          Szum kół pociągu i przeraźliwy pisk gwizdka, zagłuszał racjonalne myślenie. Trzymane ramię przełożonego wyślizgnęło się z małej dłoni. Milioner ruszył przed siebie, Ewelina automatycznie podążyła za nim. Niezdarnie, choć mocno chwyciła za dół marynarki, ciągnąc ją w swoją stronę i przewracając ich oboje. Nie była w stanie powiedzieć, co stało się po drugiej stronie.
          Dyszała ciężko, widząc przesuwające się wagony. Głos walącego serca dudnił w uszach i niszczył szansę na uspokojenie się. Wpatrywała się przed siebie, modląc się w duchu, by po drugiej stronie nadal stał bliźniak. Sekundy mijały zbyt wolno. Czuła pod powiekami łzy, jednak z nich powoli spłynęła po zimnym policzku. Mężczyzna leżący obok, podniósł się, przykładając rękę do czoła. Strużki krwi spłynęły pomiędzy palcami, torując sobie drogę przez zegarek i wpływając pod koszulę. Nie wydawał się tym zbytnio przejmować. Wpatrywał się przed siebie, tak jak Ewelina kilka sekund temu. Niespokojne spojrzenie przesuwało się po przemijających wagonach. Dziewczyna ponownie przesunęła wzrok na przesuwające się wagony.
          Ostatni – wzięła głęboki wdech. Serce biło jak oszalałe. Niepokój ogarniał ciało, gdy chwilę potem zauważyła pustą przestrzeń przed sobą.
          — Przestraszył się. — Usłyszała ulgę w głosie milionera. Skierowała wzrok na uspokojoną sylwetkę. Mężczyzna usiadł w wygodniejszej pozycji – podciągnął jedno kolano. Ściągnął marynarkę, przykładając ją sobie do głowy. Patrząc na to, odruchowo sięgnęła trzęsącą dłonią karku, niezgrabnie ściągając chustkę. Przesunęła się w stronę przełożonego, czując nikły, zapewne przejściowy ból pleców. Zbyt mocno upadła na ziemię, równie mocno pociągnęła też szefa. Dotknęła opuszkami palców dłoni milionera, i gdy ten odwróci na nią wzrok, odsunęła rękę i przyłożyła chustę do łuku brwiowego.
          — Szkoda marynarki — była w stanie tylko wydusić, choć teraz wydawało się to najgłupszą rzeczą, jaką mogła zrobić. Musiała jednak zająć czymś dłonie i myśli. Krew, która spływała z łuku brwiowego stała się dobrym pretekstem.
          — Widzisz cokolwiek w tej ciemności? — spytał, wpatrując się z niepokojem w miejsce, gdzie wcześniej stała nieznajoma Ewelinie postać.
          — Kto to był? On naprawdę tam był? — Czuła, jak przechodzą ją ciarki. Wzdrygnęła się na samą myśl o dziwnym człowieku. Całość tej chwilowej akcji wydawała się zupełnie nieracjonalna. Próbowała uspokoić nierówny oddech, co jakiś czas biorąc uspokajające, głębokie wdechy, które nijak zmieniały stan jej myśli. Ciągle widziała oczami wyobraźni bliskość mijających ją wagonów i niewinność stojącego naprzeciwko klona milionera. Słyszała każdy mechaniczny zgrzyt kół, każdy szum i odbijający się dźwięk.
          — Wszystko w porządku? — To było kolejne pytanie, które miało na celu uspokojenie Eweliny. Zamknęła oczy i bała się ich ponownie otworzyć, wszystkie myśli zaprowadziły ją prawie do ogromnych wyrzutów sumienia, że człowiek, który stał po drugiej stronie w jednym momencie mógł być martwy, a ona musiałaby na to patrzeć. Wystarczyły zaledwie dwa drobne kroki a pewnie zostałby zmiażdżony przez potężne koła. Zacisnęła palce, przygryzając wargę. Nie otworzy oczu, zaczęła się bać, że gdy to zrobi, zobaczy martwego mężczyznę rozjechanego na torach. Może tam jest, może tylko ciemność ukrywa jego ciało, a ona wierzy, że nic mu się nie stało. Może jest tak bardzo przyklejony do torów… Usłyszała podniesiony głos. Otworzyła szeroko oczy, zobaczyła przed sobą czujne, nienaturalnie spojrzenie wbijające się w jej spłakaną twarz. Przygryzła ponownie wargę, ściskając mocniej chustę.
          — Nic tam nie ma — prezes mówi jeszcze raz, choć tym razem cicho.
          — Jesteś ranny.
          — Nic ci nie jest? — Ewelina odsunęła dłonie, kręcąc głową. To bez sensu, pomyślała, nie potrafiła się na niczym skupić. Myślami uciekała zbyt daleko. Znowu się gubiła. To wszystko zdarzyło się za szybko, dlatego nie potrafiła umiejscowić sobie tego w logicznych faktach. Cholera, potrzebowała tego, inaczej wybuchnie płaczem, zacznie się na nowo trząść, przeklęła w duchu.
          Milioner podniósł się, chwytając ją za przedramię. Po chwili pociągnął dziewczynę, która próbowała utrzymać się na miękkich nogach, do góry. Sprzątaczka spojrzała na niego - znowu był spokojny, tak jakby ktoś zmył z niego tę odrobinę emocji, które zdołał nieświadomie ukazać. Ruchy stały się z powrotem pewne i opanowane, spojrzenie straciło małą, emocjonalną iskrę, którą jeszcze parę minut temu potrafiła dostrzec. Wzrok mężczyzny przesunął się na chwilę w kierunku drugiego krańca. Dziewczyna śledziła tę wędrówkę – tym razem – dokładnie wpatrując się w ciemność przed sobą. Ponura, gęsta czerń wśród krzewów i drzew skutecznie uniemożliwia zobaczenie czegokolwiek. Jednego mogli być pewni, że na metalowych torach nie ma ciała.
          Gdzieś pomiędzy szynami a granicą lasu, leżała tylko mała lokomotywa. Kolorowa zabawka była bardziej przerażająca niż sam bliźniak prezesa, pomyślała, wstrzymując na chwilę oddech. 

⚜⚜⚜

          Wtuliła nos w szal i spojrzała przed siebie.
          Milioner szedł spokojnie. Żadne zachowanie nie wskazywało na to, żeby jakkolwiek mógł się przejmować wcześniejszym wydarzeniem. Jakby to była iluzja, jakby to było coś, nad czym należy milczeć. Ewelina nie lubiła tajemnic, nie lubiła milczenia w takich sytuacjach. Zwłaszcza, że sama nie miała bladego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. On grał jej na nerwach, ona nawet nie zostawiała rysy w myślach mężczyzny. To nie było w porządku, przygryzła wargę, starając się dorównywać kroku szefowi.
          Powoli zaczynało do nich docierać światło latarni, lepsza widoczność ścieżki przyspieszyła, i tak już żwawy, marsz. Ewelina przeskakiwała z jednego drewna na drugie, starając się w jakiś sposób rozgrzać. Deszczowa pora, zwłaszcza nocą, nie dawała wysokich temperatur. Mężczyzna idący przed nią, zazwyczaj wzorowy (jak sądziła) gentleman – teraz pochłonięty własnymi myślami, prawdopodobnie nawet zapomniał o jej istnieniu, albo okazuje swój prawdziwy charakter korporacyjnego mordercy.
          Uśmiechnęła się względem swoich absurdalnych myśli o pięknym, grzecznym, delikatnym i kulturalnym mężczyźnie. Kiedyś pisała taką opowieść, kiedyś naiwna i zagłębiona w piękny, uporządkowany świat Disneya, dała się również omamić tą wizją. Potem, jak wyciągnęła zeszyt ze starego pudła i przeczytała fragment, roześmiała się i rozpłakała jednocześnie, chcąc wrócić do tych naiwnych myśli.
          Ujrzała biało-czerwony szlaban, uszczęśliwiona na widok stojącej obok niego siatki od razu przyspieszyła kroku. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego zostawiła ją tutaj a nie zabrała ze sobą. Ta myśl zajęła jej myśli, dopóki nie usłyszała piknięcia samochodu. Odwróciła się w stronę milionera, który otwierał właśnie drzwi.
          — Mieszka, pani, gdzieś w pobliżu? – spytał, podnosząc na nią wzrok. Ewelina schyliła się po torbę i skinęła głową.
          — Piętnaście minut stąd, może być?
          Bez słowa wsiadł do mercedesa, dziewczyna potraktowała to jako przyzwolenie i otworzyła drzwi ze strony pasażera. Zanim je zatrzasnęła już słyszała pomrukiwanie silnika, milioner zawrócił, gdy tylko zapięła pasy. Nie wiedziała, czy ta dobroć wynika z rekompensaty za wcześniejsze wydarzenie, czy też z chęci wytłumaczenia jej, żeby trzymała buzię na kłódkę. Nurtował ją ten problem, zdecydowanie nie było to normalne, aby prezes jednej z największej, o ile nie największej firmy w mieście po prostu chodził sobie po torach i szukał brata – tak wnioskowała przynajmniej z jego zachowania. Milczenie coraz bardziej ją denerwowało, ciszę zakłócał tylko cichy warkot silnika.
          Ciepło z klimatyzacji trochę uspokajało dziewczynę, choć brak odpowiedzi na nurtujące pytajniki w głowie nie dawały spokojnie odetchnąć. Gubiła się w tej całej sytuacji. Odwróciła wzrok w stronę okna, obserwowała znajomą główną ulicę.
          — Gdzie teraz?
          — Skręć w lewo na skrzyżowaniu, tam jest całodobowy, przy nim możesz mnie wysadzić – powiedziała, nie odwracając wzroku od migającego krajobrazu betonowych ścian budynków. Przynajmniej będzie miała pożytek z tego całego zajścia, nawet jeśli pójdzie dłużej do domu, kupi sobie kolejną paczkę papierosów, a wieczorem, gdy tylko wróci – stanie na balkonie i po raz kolejny będzie przeklinać świat.
          Tak jak powiedziała, tak zrobił dokładnie po pięciu minutach. Ewelina tęsknie spojrzała na żółty szyld z liczbą dwadzieścia cztery, podziękowała zdawkowo do szefa i wysiadła z samochodu. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek dane jej będzie dowiedzenia się tego, co zaszło na torach niespełna godzinę temu. Wyszukać gdzieś w zagmatwanym zachowaniu prezesa odpowiedzi na swoje nurtujące pytania, czy też po prostu odgadnąć zagadkę powoli rysującą się w głowie. Wszystko to zbiegało się do jednej osoby, która oddalona od niej była wszystkim – zarówno kwestią ekonomiczną, czy psychologiczną. Była zdecydowanie daleko, to daleko definiowało milczenie, które zagnieżdżało się wokół nienagannie wzorowej zewnętrznie postaci.
          Uśmiechnęła się delikatnie do kasjerki i na miejscu otworzyła paczkę papierosów, wcześniej tylko rzucając drobnymi na blat oblepiony reklamami. Postukała palcem w dno paczki i wyjęła wystający papieros. Wsadziła go do buzi, ramieniem pchając drzwi. Wychodząc na zewnątrz i zapalając papierosa, uniosła brwi, widząc sylwetkę prezesa.
          — Nie uważasz, że to wszystko robi się zbyt dziwne? – spytała, wypuszczając dym z ust. Stał nieruchomo, zupełnie niewzruszony ukrytym zarzutem.
          — Irytują cię tajemnice, prawda?
          Ewelina zmrużyła oczy. Jakiś pijak zaczął się wydzierać na ulicy, parę nastolatków radośnie rozmawiało na wpół nietrzeźwym głosem. Wszystko toczyło się swoim rytmem, a ona czuła, jakby ktoś właśnie wykoleił z tego wszystkiego jej własny pociąg. Zrobił jeden manewr, by rozbić już i tak kruchy spokój wewnątrz niej. Przygryzła wargę, przeklinając pod nosem. Mężczyzna bez słowa otworzył drzwi, zapraszając ją do środka.
          Wpatrywała się w fotel ze zwątpieniem. Przypomniała jej się stara przestroga wszystkich okolicznych dziadków i babć, którzy opowiadali z wielkim zapałem o srebrnym samochodzie, który w nocy porywał samotnie przechadzające się dziewczynki. Dziewczynki znikały w ciemnościach samochodu, który wysysał z nich energię życiową i pozostawiał tylko chude kości na fotelach. Widok niewzruszonej twarzy mężczyzny, zaczęła napawać ją dziwnym lękiem, że to pytanie, które przed chwilą wypowiedział, miało jeszcze jedno ukryte znaczenie, którego nie potrafiła znaleźć.
          Intrygował ją jako człowiek, choć jednocześnie to zaproszenie mogło mieć czysty podtekst seksualny. Wykrzywiła usta w szerokim uśmiechu na to stwierdzenie, które przewinęło się przez umysł. Podtekst seksualny, czy nie, chciała dowiedzieć się czegoś więcej.
          — Wsiadasz? – Spojrzał w jej stronę, oczekując szybkiej decyzji.
          Obserwował jak podgryza wargę, zastanawiając się nad czymś. Zauważył, że ten gest powtarza się dzisiaj zdecydowanie zbyt ciężko, choć jednocześnie myśli dziewczyny stały się przewidywalne, wciąż zastanawiał go fakt, co ją tak bardzo interesuje? Co pragnie poznać? Jak wiele wie o nim? Ile zdołała wydedukować z wcześniejszej sytuacji i na ile będzie w stanie to wykorzystać. Utkwił wzrok w przejętej twarzy.
          Parszywe przekleństwo dotarło do jego uszu, po chwili ciszę wypełniło trzaśnięcie drzwiami. Uniósł brwi, spokojnie zajmując miejsce kierowcy.
          — Co cię skłoniło? – spytał w środku, zdając sobie sprawę, że pozbył się oficjalnego tonu. Włączył silnik i wyjechał z powrotem na główną ulicę.
          — Irytują mnie tajemnice – warknęła, wtulając się w fotel. Chwilę obserwowała okno, po czym skupiła na nim swoje tęczówki.
          — Masz naprawdę nudne życie, skoro mi ufasz.
          Poczuł jak wzrok dziewczyny pali mu skórę, dałby przysiądź, że jego policzki stały się gorące od natarczywego spojrzenia blondynki. Był również prawie pewien, że za chwilę wyciągnie papierosa i bez pytania się o zgodę otworzy okno i zacznie zaciągać się trującą substancją, wszystko to miało jeden cel. Odizolować się od problemów chodzących w jej głowie oraz nie tracenia równowagi. Przypominała mu zaniedbaną sekretarkę, potwornie zaniedbaną. Dlatego była idealna.
          Zatracona w swoim świecie, mogła zrozumieć i jego rzeczywistość, gdyby tylko to się udało, mógłby uzyskać wolność. Zjechał na pobocze. Wyłączył silnik i przyjrzał się zdziwionemu spojrzeniu Eweliny.
          — Przejdziemy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz