— Nie powiem nikomu o tym, co zdarzyło się na torach— powiedziała cicho, nie odwracając wzroku. — Każdy z nas ma swoje życie, nie wejdę butami w twoje.
— Nie chciałabyś?
Usłyszał cichy śmiech, Ewelina rozluźniła się, napięcie ciągłego myślenia odeszło. Zatracona w swoim świecie, przeszło mu jeszcze raz przez myśl. Odpręża się, podobnie do niego, obserwując świat. Zagłębiała się w tę zagadkę ciągłych, czasami sprzecznych myśli, bez przerwy poszukując jednego sensu, który wytłumaczyłby wszystko. Każdą najdrobniejszą tajemnicę. Obserwował jej profil, zmarszczka na czole w końcu zniknęła, a drobna postać pochylała się i spoglądała w dół, wprost w szumiące malutkie fale, które uderzały o podpory mostu.
Po kilku minutach się odezwała, cichym i opanowanym głosem, jakby żałowała swojej sytuacji.
— Po części jestem materialistką — stwierdziła. — Masz wszystko, o czym mogłabym pomarzyć. Kto nie chciałby mieć wszystkiego? — Czujne spojrzenie spotkało się z jego nieugiętymi tęczówkami.
— Nie posiadam wszystkiego — powiedział, kierując wzrok w stronę rzeki.
Odwróciła się plecami do barierek i usiadła na ziemi, opierając się o metalowe pręty. Wyciągnęła papierosa i zapaliła go. Poklepała jedną ręką miejsce obok siebie. Milioner zadziwiająco szybko spełnił jej propozycję, sama nie ukrywała zdziwienia, gdy tyłek otulony drogim materiałem usiadł tuż obok niej na brudnym betonie, gdzie niedopałki papierosów zaznaczały swe tereny. Poważna twarz została zasłonięta cieniem barierek, podłużne pasy odznaczały się na całej sylwetce. Ewelina utkwiła spojrzenie jednak w twarzy, gdzie krew zdążyła już zaschnąć a mokre końcówki włosów zlepiły się w niezbyt przyjemne, grube pasma. Już podczas jazdy samochodem chciała się zapytać, czy nie powinni wejść do szpitala i poprosić o zszycie rany, postanowiła jednak, że da temu spokój. Oboje są dorosłymi ludźmi, a milioner zdecydowanie od niej bardziej odpowiedzialny.
Zdawała sobie sprawę też z tego, że nie potrafią ze sobą rozmawiać. Krótka, treściwa choć tajemnicza wymiana zdań poniekąd jej odpowiadała. Nie musiała się tłumaczyć, nie musiała rozmyślać. Mogła po prostu błogo rozleniwić się w ciszy, którą zakłócały jedynie pojedyncze samochody przejeżdżające przez ulicę, szum fal w dole i ich oddechy powoli wypuszczające powietrze z ust. Przestało jej przeszkadzać zimno, wiatr, który próbował targać kosmyki włosów sprawiał, że czuła się spokojniejsza. Gdy powróciła myślami do wydarzenia, które przecież zdarzyło się całkiem niedawno, jakby nawet nie powiedzieć przed chwilą — poczuła, jak dreszcz przechodzi przez jej ciało, ale nie bała się. Coś tylko napawało ją lekkim niepokojem.
Po części obwiniała za to dziwne samopoczucie osobę obok niej, nie znała przecież swojego przełożonego. Zdołała spędzić z nim zaledwie te kilka chwil, w trakcie których tak dużo się zdarzyło.
Cisza się pogłębiała. Samochody coraz rzadziej przejeżdżały przez ulicę, migająca lampka awaryjna sprawiała wrażenie jedynej rzeczy, która nieprzerwanie wykonywała swoją czynność. Wiatr powoli utulał się do snu, uspokajając rzekę. Niedopałek, który jakiś czas temu wyrzuciła, leżał spokojnie pod barierką. Prąd nie uderzał z takim zapałem o podpory mostu, powoli muskał je tylko zimną wodą, dodając ochłody. Czuła, jak podłoże coraz bardziej oddziałuje na jej zmęczone kości. Spodnie nie były już barierą przed zimnem, a raczej powodowały, że zaczynała się wiercić.
— To dość dziwne — powiedziała w końcu, wzdychając ciężko. Mężczyzna milczał, jakby zmuszając ją do jakiekolwiek monologu. Ewelina przygryzła wargę, mrużąc niebezpiecznie oczy. — Chcesz siedzieć tu ze mną całą noc? Zdajesz sobie sprawę, kim jestem? — warknęła.
Milioner sięgnął jedynie do wewnętrznej kieszeni marynarki, skąd wyciągnął paczkę papierosów. Blondynka uniosła brwi zdziwiona, gdy mężczyzna przysunął w jej stronę opakowanie.
— Pracujesz w mojej firmie — stwierdził, wyciągając sobie jednego walca i wkładając do ust. Po chwili ich oczom ukazał się drobny ogień z zapalniczki, który na chwilę oświetlił część zakrwawionej twarzy prezesa. Odwróciła wzrok, podwijając nogi pod siebie.
— Zgadza się, dziennie czyszczę każdy centymetr twojej firmy, abyście nie zalegali na własnych śmieciach.
— Jestem ci wdzięczny.
Spojrzała na niego przez wąskie szparki w oczach, z pełną nienawiścią bijącą z ukrytych za rzęsami tęczówek. Zaczął irytować ją ten spokój, nie potrafiła już przyzwyczaić się do tej ciszy, było w niej coś niepokojącego, a teraz w dodatku krępującego. Jeśli chciał towarzystwa mógł sobie kogoś wynająć, pomyślała, przeklinając w duchu.
— Chciałabyś istnieć, Ewelino?
Poczuła jak wbija w nią spojrzenie, tysiące szpilek zatrzymało się na jej twarzy dając o sobie znać. Ślepo wpatrywała się przed siebie, nie chcąc widzieć oblicza milionera. Ton, w jakim wypowiedział te słowa przypominał idealnie wyszlifowane japońskie ostrze. Idealne, piękne pytanie, na które nie potrafiła odpowiedzieć, a jednocześnie pytanie, które miało w sobie nutkę groźby i ostrzeżenia.
Nie rozumiała go. Zarówno pytania, jak i mężczyzny siedzącego obok niej.
Totalna zagadka kłębiąca się w jej głowie, coraz bardziej niebezpieczna i zbyt intrygująca, by mogła ją sobie odpuścić. Przecież już raz czuła, że pociąg ruszył przed siebie, już raz widziała jak jej życie wykoleja się za kolejnym zakrętem. A teraz on siedział przy niej, wbijał w nią te idiotyczne spojrzenie i oczekiwał odpowiedzi.
Oczekiwał odpowiedzi, a ona nie potrafiła mu jej udzielić. To pytanie zwiastowało wszystko, było wszystkim, a jednocześnie niczym. Na nią działało jak narkotyk – bo, co to znaczy istnieć? Zostać zapamiętanym? Zdobyć wszystko? Być uznawanym, czy szczęśliwym? Mieć władzę?
Przełknęła ślinę, zamykając oczy i zatracając się w ciemności umysłu.
— A ty? — wydusiła szeptem. Poczuła na sobie delikatny dotyk męskich dłoni, ciepły materiał otulił jej zmarznięte ramiona. Poruszyła się niespokojnie zaskoczona i zdezorientowana. Czarna marynarka okryła zesztywniałe ciało.
— Nie chciałbym — odpowiedział, jak gdyby nic prostując długie nogi przed sobą. — To, coś co spowodowało, że straciłem jedyną rzecz, na której mi najbardziej zależało, zatem jakim musiałbym być idiotą chcieć istnieć z powrotem?
— Nie rozumiem — szepnęła cicho. — Dlatego chciałeś popełnić samobójstwo? Z powodu straty? Dlaczego? Dlaczego zrezygnowałeś?
— Nigdy nie chciałem się zabić. — Usta prezesa wykrzywiły się w ledwo dostrzegalnym, choć nadal niebezpiecznym uśmiechu. — Po prostu chciałem być wolny.
— Wolny? — Powtórzyła to słowo, smakując każdy dźwięk ukryty w tym wyrazie. Czuła w tym podstęp, jakieś nowe oblicze zaborczości i chciwości. Zaciekawiona odwróciła się sylwetką w stronę rozmówcy. — Co mam do tego ja? — spytała, naciągając odruchowo materiał na swoje ciało, chcąc zakryć się przed wzrokiem szefa.
— Jeszcze nie wiem. — Szary dym wydostał się w jego ust, przez chwilę oboje wpatrywali się w malutkie obłoczki ginące gdzieś w powietrzu, rozpraszające się we wszechświecie, jakby były nic nieznaczącą substancją. Istniały parę chwil. Ewelina przypomniała sobie czasy blogów, to była jej chwila?
Milioner podniósł się z ziemi, rzucając niedopałek papierosa na ziemię. Zgniótł go czarnym butem, po czym spojrzał na siedzącą dziewczynę. Ona podniosła wzrok wprost na potężną sylwetkę malującą się na tle granatowego nieba, gdzie gwiazdy przeniosły się z błyszczącej tafli wody. Teraz ona siedziała bezradnie pod nimi.
— Jesteś nieśmiała i niewinna — odezwał się, wsadzając ręce do kieszeni. — Zawieszona gdzieś pomiędzy obronnym chłodem, a dziecięcą fantazją. — Wyciągnął kluczyki do samochodu z kieszeni, podrzucił je, po czym łapiąc zacisnął je mocno w dłoni. Wpatrywała się w ten ruch dziwnie urzeczona, nadal pozostając w tej samej pozycji.
— Świat nigdy nie będzie taki, jakbyśmy tego chcieli — mówił dalej, wbijając swe obojętne tęczówki w jej zdezorientowane. — Nieważne jak bardzo próbowalibyśmy go zmienić, nigdy nie będzie tak piękny, aby nas zadowolić. Można jednak zbudować sobie mur, własny mur oparty na jednym celu. Czegoś, do czego pragniemy dążyć. Zamknąć oczy na inne obrzydliwości świata i pokonać te wewnątrz muru.
— To brzmi, jakbyś chciał zamknąć się w klatce — powiedziała, zaciskając dłonie. — Tym dla ciebie jest wolność? Zamknięciem i wycofaniem się?
Jej oczy rozszerzyły się powoli, widząc jak na zakrwawionej twarzy widnieje smutek. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, chcąc ruszyć znowu przed siebie, aby zrobić ten jeden krok. Pomóc mu i nie czuć odpowiedzialności, że wywołała to jedno emocjonalne uczucie, które zawładnęło potężną sylwetką. Zniszczyło jego siłę.
— Przyjdź do mnie jak pokonasz swoją dziecięcą stronę. — Odwrócił się do niej plecami, by po chwili zniknąć w samochodzie. Ewelina wpatrywała się w puste, granatowe tło, gdzie jeszcze chwilę temu stał mężczyzna. Jeszcze chwilę temu tajemniczy, niebezpieczny i równie kruchy milioner, który chciał popełnić samobójstwo. Otulona jego marynarką zdołała zarejestrować tylko dźwięk odjeżdżającego samochodu.
Usilnie próbowała sobie tłumaczyć, że to nie było nic wielkiego. Przecież nic się nie stało, myślała. To dlaczego, czuła przytłaczającą niepewność względem siebie? Dlaczego chłód, który ogarnął zdrętwiałe ciało, sprawiał wrażenie cichego przygotowania się do bezradnego szlochu? Zostawił ją samą. Człowiek, którego nawet nie znała, nie pamiętała jego imienia, nie wiedziała co nim kieruje, nie potrafiła go umieścić w żadnych ramach. Mężczyzna, który postawił przed nią dziwne drzwi, a przecież ona równie nic dla niego nie znaczyła. Mogła być jedynie pionkiem w grze w dotarciu do celu, o którym mówił. Bo kim mogła być więcej?
Zostawił ją samą na moście skutym nocą, gdzie gwiazdy wcześniej migoczące na tafli wody, teraz świeciły jasno na niebie. Ewelina czuła, że ktoś zburzył jej dotychczasowy spokój. Nie potrafiła sobie opowiedzieć na pytanie, czy się z tego cieszyła, czy odczuwała strach.
Zrzucił brudną koszulę z ramion, kładąc ją na oparciu fotela. Boje byli inni, potrafił to stwierdzić przy ich pierwszym spotkaniu, oboje jednak chcieli powrotu do przeszłości. Chcieli jej rozwinięcia. Nie mógł się mylić względem Eweliny. Chociaż z drugiej strony sam przed sobą nie przyznałby się do pomyłki. Jeśli człowiek ma przed sobą cel, zaczyna w niego wierzyć. Małe załamanie, trzymanie się negatywów może go zakwestionować. Dlatego chciał wierzyć, uparcie chciał myśleć, że kiedyś mu się uda. Poświęcił na to lata, tysiące godzin — może być jeszcze cierpliwy, może jeszcze poczekać. Wielkie cele i marzenia wymagają czasu, determinacji i woli walki. On zamierzał walczyć, zamierzał walczyć też o Ewelinę, czy jednak mu się uda?
Miał świadomość, że podążyła za nim już trzy razy. Coś pchało ją do niego, coś sprawiało, że bezmyślnie szła za nimi, budując jednocześnie pomiędzy nimi barierę. Tak jakby szukała klucza do przeszłości, a on posiadał element, który dawał jej tę nadzieję. Nie potrafił jednak określić, co miał w sobie i, czy jego myśli na pewno są zgodne z tokiem rozumowania dziewczyny.
Postawił wszystko na jedną kartę. Usiadł na brzegu łóżka, by po chwili utonąć w puszystej pierzynie. Jeśli się pomyli, straci dosłownie wszystko, łącznie ze swoim marzeniem. Może jednak ją jeszcze sprawdzić, zaplanować takie sytuacje, dzięki którym sama może się przyznać do jego racji. Jednak czy to będzie szczere? Dzięki temu sama do niego przyjdzie?
Zamknął oczy. Pobiegła za nim, jak minął ją na dachu. Powędrowała z nim na tory. Weszła do jego samochodu. Wszystkie te sytuacje budowały sylwetkę okutej łańcuchami marzycielki. Przygryzanie warg, zaciskanie dłoni na płaszczu, paniczne rozglądanie się w ciemności, zaciekawione spojrzenie, monotonna i niebezpieczna troska, niepokój przed krzywdą drugiego człowieka – to były drobne gesty, zachowania, na które zwracał szczególną uwagę. Dzięki nim widział, że mógłby ją zmanipulować, ale z drugiej strony miał świadomość, że jeśli pojawi się ktoś silniejszy od niego to Ewelina z łatwością zostanie rozdarta i zniszczona.
Aby temu zaradzić musiał wydobyć z niej siłę, ale jak wydobyć siłę z kruchej marzycielki?
— Prezesie.
Powoli otworzył oczy, przyzwyczajając się znowu do panującej ciemności. Nie musiał szukać osoby znajdującej się przy nim, stanowczy, zimny wręcz stalowy ton głosu od razu dawał mu odpowiedź.
— Przygotowałeś kontrakt? — spytał, podnosząc się do pozycji siedzącej. Sekretarz zapalił światło, po czym wyciągnął przed siebie białą kopertę.
— Pan Pawłowski podał cztery terminy w następnym tygodniu, w których mógłbyś się z nim spotkać. Zależy mu również na czasie.
— Mnie również — powiedział szeptem prezes, lustrując spojrzeniem odebrane dokumenty. — Co mówi prasa?
— Na razie milczy.
— Czyli stało się to typową transakcją — stwierdził, wstając i rozprostowując ramiona. — Kolejny punkt planu za nami. Powiadom sekretarki, aby przelały na ten szpital psychiatryczny tę samą sumę pieniędzy co zawsze, każ również zanotować spotkanie z dyrektorem w kalendarzu. Chcę aby wszyscy o tym wiedzieli, nazwij to standardową kontrolą moich inwestycji. Jeśli ktokolwiek z prasy się tym zainteresuje wydaj stosowne oświadczenie.
Mężczyzna skinął głową, przepuszczając przełożonego, jak i również przyjaciela, w drzwiach.
— W kontrakcie zawarłem umowę dotyczącą zmiany właściciela twojego drugiego mieszkania. Został też dołączony spis aktualnego stanu budynku i przedmiotów znajdujących się w nim. Pawłowski nie powinien mieć żadnych zastrzeżeń.
— W tym świecie przestały się liczyć pieniądze. Rzeczy, które mogą świadczyć o stabilności coraz bardziej przykuwają naszą uwagę — mruknął z lekkim uśmiechem pod nosem. — Jak idzie budowa kolejnego mieszkania? — spytał, nalewając do dwóch szklanek zimnej wody.
— Trwają prace wykończeniowe.
Razem usiedli na dwóch fotelach. Prezes w spodniach z rozczochranymi włosami, z resztkami krwi na twarzy. Sekretarz nienagannie ubrany ze wzorową postawą i niewzruszonym wyrazem oczu. Byli przyjaciółmi i wspólnikami. Jako jedyni ufali sobie wśród korporacyjnym morderców, chociaż czy sami nimi nie byli? Milioner oparł się o miękki materiał.
— Nie zatajaj niczego, jeśli zrobimy cokolwiek nieodpowiedniego w tajemnicy dziennikarze mogą się tym zainteresować. Jeśli będzie trzeba ujawnij, że Pawłowski staje się właścicielem mojego starego mieszkania. Podaj również informację, że jestem w trakcie budowania nowego.
— Stracisz na opinii ludzi, potraktują to jako kaprys bogacza, co może spowodować, że zaczną mieć do ciebie mniej podziwu. Staniesz się taki sam jak reszta w ich oczach.
— Nic nie szkodzi.
Sekretarz skinął głową, biorąc łyk zimnej wody. Żaden z nich nie wątpił w plan, żaden z nich nie kwestionował ruchów drugiego. Działali osobno, chociaż razem, każdy wykonując pracę, na swój własny sposób. Oboje rozumiejąc niewypowiedziane nigdy cele i ambicje drugiego. Milioner pragnął wolności, a jego przyjaciel cichej władzy, która pozwoli mu niezależnie od rozwoju sytuacji pozostać w firmie. Obojgu brakowało jednej osoby, która mogłaby na papierach kontrolować ich życia.
— Amelia! — zawołała niewyraźnie, ledwo wstając z twardego łóżka. — Amelia! Ty moja przyjaciółko! — wymruczała już ciszej, wyciągając ręce w jej stronę, aby przytulić ciepłe ciało. Obraz zamazywał się delikatnie, barwy mieszały się ze sobą. Widziała tylko łzy w oczach żony swojego brata. Kobieta podeszła do niej kucając naprzeciwko i chwytając jej dłonie.
— Ewelino, co robiłaś w nocy na moście oddalonym taki kawał drogi od domu? Dlaczego byłaś tam sama? — zadawała pytanie za pytaniem. Coraz mocniej ściskając zimne palce. Blondynka kołysała się na boki, słowa stawały się coraz cichsze w jej myślach. Nie chciała ich słyszeć, wszystkie budziły w niej wspomnienia dziwnej nocy. Wyrwała dłonie z uścisku przyjaciółki i zakryła nimi twarz.
— Jeszcze tego brakowało, bym cię odbierał z izby wytrzeźwień — warknął brat sprzątaczki, stojąc w drzwiach z policjantem obok. Złowrogie spojrzenie wierciło dziurę w brzuchu młodszej siostry. Nie odsunęła dłoni od twarzy, przygryzła wargę, wiedząc, co ją czeka. Nieustanna kłótnia, podniesiony głos, krzywe spojrzenie. Nie była przecież małą dziewczynką, o którą trzeba była się troszczyć. Odsłoniła czerwoną i niewyraźną buzię, prychając lekceważąco na słowa niewyspanego mężczyzny.
— Tomek, spokojnie — Amelia stanęła w obronie Eweliny, kładąc jej uspokajająco dłoń na kolanie. — Nie wiemy, co się stało.
— W takim stanie nigdy się nie dowiemy, co się z nią dzieje! Kto widział trzydziestoletnią kobietę nawaloną i chodzącą nocą po mieście?! — Poruszał dłońmi rozwścieczony, coraz bardziej podnosząc głos. — Nie mam zamiaru jej, do jasnej cholery, usprawiedliwiać. Nie jest, do diabła, dzieckiem abym ją wychowywał!
— Nie potrzebuję twojej troski — odwarknęła, ledwo wstając.
— Nie? To odejdź z mojego życia raz na zawsze!
Policjant stojący obok podenerwowanego mężczyzny, chwycił go za ramię, prosząc by się opanował. Ewelina stała pośrodku celi, czując, jak coś wbija jej się w serce. Nie słowa brata, ale jego pełne nienawiści i cierpienia spojrzenie. Oczy, w których zbierały się łzy. Zniszczona, zmarszczona już twarz, pełna niedoskonałości, kilkudniowy zarost, sińce pod oczami i trzęsące się dłonie. Widziała brata, swojego brata, który nie wyglądał teraz jak napastnik, ale jak ofiara. Jej ofiara.
Nie była dzieckiem, pomyślała rozpaczliwie.
Przyjdź do mnie, jak pokonasz swoją dziecięcą stronę.
Słowa milionera zaszumiały w głowie. Przygryzła wargę, otuliła się szczelnie ramionami, wbiła palce w skórę, pochylając się do przodu. Upadła na kolana, wyrzucając z siebie wszystkie łzy, które trzymała głęboko w sercu. Niszcząc jedyną barierę, którą miała wokół niego. Po prostu się rozpłakała, pozbawiając całego cynizmu i fałszywej siły swoją kruchą psychikę.
— Nie chciałbym — odpowiedział, jak gdyby nic prostując długie nogi przed sobą. — To, coś co spowodowało, że straciłem jedyną rzecz, na której mi najbardziej zależało, zatem jakim musiałbym być idiotą chcieć istnieć z powrotem?
— Nie rozumiem — szepnęła cicho. — Dlatego chciałeś popełnić samobójstwo? Z powodu straty? Dlaczego? Dlaczego zrezygnowałeś?
— Nigdy nie chciałem się zabić. — Usta prezesa wykrzywiły się w ledwo dostrzegalnym, choć nadal niebezpiecznym uśmiechu. — Po prostu chciałem być wolny.
— Wolny? — Powtórzyła to słowo, smakując każdy dźwięk ukryty w tym wyrazie. Czuła w tym podstęp, jakieś nowe oblicze zaborczości i chciwości. Zaciekawiona odwróciła się sylwetką w stronę rozmówcy. — Co mam do tego ja? — spytała, naciągając odruchowo materiał na swoje ciało, chcąc zakryć się przed wzrokiem szefa.
— Jeszcze nie wiem. — Szary dym wydostał się w jego ust, przez chwilę oboje wpatrywali się w malutkie obłoczki ginące gdzieś w powietrzu, rozpraszające się we wszechświecie, jakby były nic nieznaczącą substancją. Istniały parę chwil. Ewelina przypomniała sobie czasy blogów, to była jej chwila?
Milioner podniósł się z ziemi, rzucając niedopałek papierosa na ziemię. Zgniótł go czarnym butem, po czym spojrzał na siedzącą dziewczynę. Ona podniosła wzrok wprost na potężną sylwetkę malującą się na tle granatowego nieba, gdzie gwiazdy przeniosły się z błyszczącej tafli wody. Teraz ona siedziała bezradnie pod nimi.
— Jesteś nieśmiała i niewinna — odezwał się, wsadzając ręce do kieszeni. — Zawieszona gdzieś pomiędzy obronnym chłodem, a dziecięcą fantazją. — Wyciągnął kluczyki do samochodu z kieszeni, podrzucił je, po czym łapiąc zacisnął je mocno w dłoni. Wpatrywała się w ten ruch dziwnie urzeczona, nadal pozostając w tej samej pozycji.
— Świat nigdy nie będzie taki, jakbyśmy tego chcieli — mówił dalej, wbijając swe obojętne tęczówki w jej zdezorientowane. — Nieważne jak bardzo próbowalibyśmy go zmienić, nigdy nie będzie tak piękny, aby nas zadowolić. Można jednak zbudować sobie mur, własny mur oparty na jednym celu. Czegoś, do czego pragniemy dążyć. Zamknąć oczy na inne obrzydliwości świata i pokonać te wewnątrz muru.
— To brzmi, jakbyś chciał zamknąć się w klatce — powiedziała, zaciskając dłonie. — Tym dla ciebie jest wolność? Zamknięciem i wycofaniem się?
Jej oczy rozszerzyły się powoli, widząc jak na zakrwawionej twarzy widnieje smutek. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, chcąc ruszyć znowu przed siebie, aby zrobić ten jeden krok. Pomóc mu i nie czuć odpowiedzialności, że wywołała to jedno emocjonalne uczucie, które zawładnęło potężną sylwetką. Zniszczyło jego siłę.
— Przyjdź do mnie jak pokonasz swoją dziecięcą stronę. — Odwrócił się do niej plecami, by po chwili zniknąć w samochodzie. Ewelina wpatrywała się w puste, granatowe tło, gdzie jeszcze chwilę temu stał mężczyzna. Jeszcze chwilę temu tajemniczy, niebezpieczny i równie kruchy milioner, który chciał popełnić samobójstwo. Otulona jego marynarką zdołała zarejestrować tylko dźwięk odjeżdżającego samochodu.
Usilnie próbowała sobie tłumaczyć, że to nie było nic wielkiego. Przecież nic się nie stało, myślała. To dlaczego, czuła przytłaczającą niepewność względem siebie? Dlaczego chłód, który ogarnął zdrętwiałe ciało, sprawiał wrażenie cichego przygotowania się do bezradnego szlochu? Zostawił ją samą. Człowiek, którego nawet nie znała, nie pamiętała jego imienia, nie wiedziała co nim kieruje, nie potrafiła go umieścić w żadnych ramach. Mężczyzna, który postawił przed nią dziwne drzwi, a przecież ona równie nic dla niego nie znaczyła. Mogła być jedynie pionkiem w grze w dotarciu do celu, o którym mówił. Bo kim mogła być więcej?
Zostawił ją samą na moście skutym nocą, gdzie gwiazdy wcześniej migoczące na tafli wody, teraz świeciły jasno na niebie. Ewelina czuła, że ktoś zburzył jej dotychczasowy spokój. Nie potrafiła sobie opowiedzieć na pytanie, czy się z tego cieszyła, czy odczuwała strach.
⚜⚜⚜
Zrzucił brudną koszulę z ramion, kładąc ją na oparciu fotela. Boje byli inni, potrafił to stwierdzić przy ich pierwszym spotkaniu, oboje jednak chcieli powrotu do przeszłości. Chcieli jej rozwinięcia. Nie mógł się mylić względem Eweliny. Chociaż z drugiej strony sam przed sobą nie przyznałby się do pomyłki. Jeśli człowiek ma przed sobą cel, zaczyna w niego wierzyć. Małe załamanie, trzymanie się negatywów może go zakwestionować. Dlatego chciał wierzyć, uparcie chciał myśleć, że kiedyś mu się uda. Poświęcił na to lata, tysiące godzin — może być jeszcze cierpliwy, może jeszcze poczekać. Wielkie cele i marzenia wymagają czasu, determinacji i woli walki. On zamierzał walczyć, zamierzał walczyć też o Ewelinę, czy jednak mu się uda?
Miał świadomość, że podążyła za nim już trzy razy. Coś pchało ją do niego, coś sprawiało, że bezmyślnie szła za nimi, budując jednocześnie pomiędzy nimi barierę. Tak jakby szukała klucza do przeszłości, a on posiadał element, który dawał jej tę nadzieję. Nie potrafił jednak określić, co miał w sobie i, czy jego myśli na pewno są zgodne z tokiem rozumowania dziewczyny.
Postawił wszystko na jedną kartę. Usiadł na brzegu łóżka, by po chwili utonąć w puszystej pierzynie. Jeśli się pomyli, straci dosłownie wszystko, łącznie ze swoim marzeniem. Może jednak ją jeszcze sprawdzić, zaplanować takie sytuacje, dzięki którym sama może się przyznać do jego racji. Jednak czy to będzie szczere? Dzięki temu sama do niego przyjdzie?
Zamknął oczy. Pobiegła za nim, jak minął ją na dachu. Powędrowała z nim na tory. Weszła do jego samochodu. Wszystkie te sytuacje budowały sylwetkę okutej łańcuchami marzycielki. Przygryzanie warg, zaciskanie dłoni na płaszczu, paniczne rozglądanie się w ciemności, zaciekawione spojrzenie, monotonna i niebezpieczna troska, niepokój przed krzywdą drugiego człowieka – to były drobne gesty, zachowania, na które zwracał szczególną uwagę. Dzięki nim widział, że mógłby ją zmanipulować, ale z drugiej strony miał świadomość, że jeśli pojawi się ktoś silniejszy od niego to Ewelina z łatwością zostanie rozdarta i zniszczona.
Aby temu zaradzić musiał wydobyć z niej siłę, ale jak wydobyć siłę z kruchej marzycielki?
— Prezesie.
Powoli otworzył oczy, przyzwyczajając się znowu do panującej ciemności. Nie musiał szukać osoby znajdującej się przy nim, stanowczy, zimny wręcz stalowy ton głosu od razu dawał mu odpowiedź.
— Przygotowałeś kontrakt? — spytał, podnosząc się do pozycji siedzącej. Sekretarz zapalił światło, po czym wyciągnął przed siebie białą kopertę.
— Pan Pawłowski podał cztery terminy w następnym tygodniu, w których mógłbyś się z nim spotkać. Zależy mu również na czasie.
— Mnie również — powiedział szeptem prezes, lustrując spojrzeniem odebrane dokumenty. — Co mówi prasa?
— Na razie milczy.
— Czyli stało się to typową transakcją — stwierdził, wstając i rozprostowując ramiona. — Kolejny punkt planu za nami. Powiadom sekretarki, aby przelały na ten szpital psychiatryczny tę samą sumę pieniędzy co zawsze, każ również zanotować spotkanie z dyrektorem w kalendarzu. Chcę aby wszyscy o tym wiedzieli, nazwij to standardową kontrolą moich inwestycji. Jeśli ktokolwiek z prasy się tym zainteresuje wydaj stosowne oświadczenie.
Mężczyzna skinął głową, przepuszczając przełożonego, jak i również przyjaciela, w drzwiach.
— W kontrakcie zawarłem umowę dotyczącą zmiany właściciela twojego drugiego mieszkania. Został też dołączony spis aktualnego stanu budynku i przedmiotów znajdujących się w nim. Pawłowski nie powinien mieć żadnych zastrzeżeń.
— W tym świecie przestały się liczyć pieniądze. Rzeczy, które mogą świadczyć o stabilności coraz bardziej przykuwają naszą uwagę — mruknął z lekkim uśmiechem pod nosem. — Jak idzie budowa kolejnego mieszkania? — spytał, nalewając do dwóch szklanek zimnej wody.
— Trwają prace wykończeniowe.
Razem usiedli na dwóch fotelach. Prezes w spodniach z rozczochranymi włosami, z resztkami krwi na twarzy. Sekretarz nienagannie ubrany ze wzorową postawą i niewzruszonym wyrazem oczu. Byli przyjaciółmi i wspólnikami. Jako jedyni ufali sobie wśród korporacyjnym morderców, chociaż czy sami nimi nie byli? Milioner oparł się o miękki materiał.
— Nie zatajaj niczego, jeśli zrobimy cokolwiek nieodpowiedniego w tajemnicy dziennikarze mogą się tym zainteresować. Jeśli będzie trzeba ujawnij, że Pawłowski staje się właścicielem mojego starego mieszkania. Podaj również informację, że jestem w trakcie budowania nowego.
— Stracisz na opinii ludzi, potraktują to jako kaprys bogacza, co może spowodować, że zaczną mieć do ciebie mniej podziwu. Staniesz się taki sam jak reszta w ich oczach.
— Nic nie szkodzi.
Sekretarz skinął głową, biorąc łyk zimnej wody. Żaden z nich nie wątpił w plan, żaden z nich nie kwestionował ruchów drugiego. Działali osobno, chociaż razem, każdy wykonując pracę, na swój własny sposób. Oboje rozumiejąc niewypowiedziane nigdy cele i ambicje drugiego. Milioner pragnął wolności, a jego przyjaciel cichej władzy, która pozwoli mu niezależnie od rozwoju sytuacji pozostać w firmie. Obojgu brakowało jednej osoby, która mogłaby na papierach kontrolować ich życia.
⚜⚜⚜
— Amelia! — zawołała niewyraźnie, ledwo wstając z twardego łóżka. — Amelia! Ty moja przyjaciółko! — wymruczała już ciszej, wyciągając ręce w jej stronę, aby przytulić ciepłe ciało. Obraz zamazywał się delikatnie, barwy mieszały się ze sobą. Widziała tylko łzy w oczach żony swojego brata. Kobieta podeszła do niej kucając naprzeciwko i chwytając jej dłonie.
— Ewelino, co robiłaś w nocy na moście oddalonym taki kawał drogi od domu? Dlaczego byłaś tam sama? — zadawała pytanie za pytaniem. Coraz mocniej ściskając zimne palce. Blondynka kołysała się na boki, słowa stawały się coraz cichsze w jej myślach. Nie chciała ich słyszeć, wszystkie budziły w niej wspomnienia dziwnej nocy. Wyrwała dłonie z uścisku przyjaciółki i zakryła nimi twarz.
— Jeszcze tego brakowało, bym cię odbierał z izby wytrzeźwień — warknął brat sprzątaczki, stojąc w drzwiach z policjantem obok. Złowrogie spojrzenie wierciło dziurę w brzuchu młodszej siostry. Nie odsunęła dłoni od twarzy, przygryzła wargę, wiedząc, co ją czeka. Nieustanna kłótnia, podniesiony głos, krzywe spojrzenie. Nie była przecież małą dziewczynką, o którą trzeba była się troszczyć. Odsłoniła czerwoną i niewyraźną buzię, prychając lekceważąco na słowa niewyspanego mężczyzny.
— Tomek, spokojnie — Amelia stanęła w obronie Eweliny, kładąc jej uspokajająco dłoń na kolanie. — Nie wiemy, co się stało.
— W takim stanie nigdy się nie dowiemy, co się z nią dzieje! Kto widział trzydziestoletnią kobietę nawaloną i chodzącą nocą po mieście?! — Poruszał dłońmi rozwścieczony, coraz bardziej podnosząc głos. — Nie mam zamiaru jej, do jasnej cholery, usprawiedliwiać. Nie jest, do diabła, dzieckiem abym ją wychowywał!
— Nie potrzebuję twojej troski — odwarknęła, ledwo wstając.
— Nie? To odejdź z mojego życia raz na zawsze!
Policjant stojący obok podenerwowanego mężczyzny, chwycił go za ramię, prosząc by się opanował. Ewelina stała pośrodku celi, czując, jak coś wbija jej się w serce. Nie słowa brata, ale jego pełne nienawiści i cierpienia spojrzenie. Oczy, w których zbierały się łzy. Zniszczona, zmarszczona już twarz, pełna niedoskonałości, kilkudniowy zarost, sińce pod oczami i trzęsące się dłonie. Widziała brata, swojego brata, który nie wyglądał teraz jak napastnik, ale jak ofiara. Jej ofiara.
Nie była dzieckiem, pomyślała rozpaczliwie.
Przyjdź do mnie, jak pokonasz swoją dziecięcą stronę.
Słowa milionera zaszumiały w głowie. Przygryzła wargę, otuliła się szczelnie ramionami, wbiła palce w skórę, pochylając się do przodu. Upadła na kolana, wyrzucając z siebie wszystkie łzy, które trzymała głęboko w sercu. Niszcząc jedyną barierę, którą miała wokół niego. Po prostu się rozpłakała, pozbawiając całego cynizmu i fałszywej siły swoją kruchą psychikę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz