Część druga: jesień
Dorwałaś skruszonymi oczętami mój roześmiany wzrok. Próbując zachować resztki godności i uniknąć czerwonego rumieńca, poruszyłaś się niespokojnie, by strzepnąć z siebie kolejne krople listopadowego deszczu. Cała mokra stąpałaś z jednej nogi na drugą, stukając cienkimi obcasami o podłogę. Nigdy nie pojmowałem dlaczego tak uparcie w nich chodziłaś i jakim cudem te chude nóżki nigdy nie złamały się biegnąc po schodach w tych okropnościach, jednak wyglądałaś w nich pięknie i dostojnie. Choć teraz zmoknięta zaprzeczałaś temu zupełnie.
Stałem tak jeszcze przez chwilę, dając jasno ci do zrozumienia, że tak łatwo cię nie przepuszczę. A ty również stałaś, jakby zupełnie tracąc cel w głowie i nie wiedząc jak się zachować, czy nawet co powiedzieć. Choć słowa powinny być proste i przejrzyste, jednak oboje próbowaliśmy ukryć śmiech i starając wmówić sobie powagę. Nie ruszaliśmy się, a ty marzłaś, coraz szybciej przestępując z nogi na nogę.
W końcu jednak odpuściłaś.
— Chcesz mi coś powiedzieć? — Uniosłaś brwi w wymownym geście, który śmiesznie wyglądał z zestawem mokrych pasm włosów.
— Absolutnie nie — powiedziałem, wyszczerzając usta w szerokim uśmiechu.
Westchnęłaś, zdając sobie sprawę, że w końcu taki jestem i, że przecież głupotą byłoby oczekiwać ode mnie jakiejkolwiek pomocy, skoro ciągle żartuję. Bez zastanowienia więc ruszyłaś do przodu swoimi drobnymi nóżkami, spuszczając niewinnie wzrok, coby przypadkiem nie zetknąć się ponownie z moimi roześmianymi oczami, których nie potrafiłem okiełznać. Gdy mijaliśmy się ramieniem, chwyciłem cię za elegancką chustę i zatrzymałem na chwilę.
Sekundę zajęło mi ściągnięcie z siebie bluzy, która pewnie wyglądałaby na tobie jak worek. Drugą sekundę odwrócenie pięknej koleżanki w swoją stronę. Pochwycenie zmarszczonych brwi i zaskoczonego spojrzenia, gdy po chwili otulałem ją materiałem.
— Dziękuję — wymamrotałaś. — Ale wiesz, że to bez sensu... — dopowiedziałaś jeszcze szeptem, zastanawiając się, czy zdaję sobie sprawę z faktu, iż jest mokra i obwiązana bluza zamiast jej pomóc również zmoknie.
— Obwiążę cię nią jak naleśnika — wyszeptałem, zaciągając supeł z rękawów.
Spojrzałaś na mnie spode łba, jak malutki skrzat wśród starych ścian, wyglądałaś przy tym niesamowicie uroczo i pociągająco, choć pewnie sama byś w to nie uwierzyła. Uwierzyłaś jednak w coś, co musiałaś zobaczyć w mojej twarzy, ponieważ zaskoczenie zmieniło się w uśmiech. Pokręciłaś głową, będąc już pewną, że raczej nie jestem osobą normalną.
— Ale potem będziesz musiał mnie rozwiązać, bo chyba mnie tak nie zostawisz, co?
Podchwyciłem z uśmiechem, lecz gdy podniosłem wzrok udawałem całkowicie zdziwionego.
— Taki był plan — powiedziałem całkowicie poważnie. — Zostawię i pójdę sobie na żarcie.
Przemoczona, lekko zmarznięta stałaś przez chwilę w bezruchu starając się zrozumieć czy jednak chciałem cię poderwać, czy być miłym, a może jednak tylko się wyżyć? Podbudować? Różne rzeczy powinny chodzić w ci głowie, podczas gdy ja czując satysfakcję po prostu sobie poszedłem. Nie odwróciłem się, choć usłyszałem cichy śmiech i równie cichutkie "wiedziałam".
x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz