Chciała spróbować. Nie miała innego wyboru.
Oparła się o barierkę, chcąc zaczerpnąć tchu.
Mężczyzna się nie zatrzymywał. Zamyślony, skupiony szedł wprost przed siebie, bezproblemowo pokonując kolejne stopnie. Wydawał się pewny siebie. Czuła, że rozumie go coraz bardziej. Coś w nich było podobnego, temu zaufała i poddała się. Przeczuciu, że mogą sobie pomóc.
Przygryzła wargę z satysfakcją wpatrując się w metalowe drzwi na ostatnim piętrze. Milioner otworzył je przed nią. Z zaskakująco normalnym wyrazem twarzy, wbił w nią pełne wyczekiwania spojrzenie. Ewelina po raz kolejny czuła się jak Alicja z Krainy Czarów, tym razem specjalnie zaproszona do gry.
Zimne powietrze szczelnie otuliło kruchą sylwetkę. Wiatr porwał jeszcze wilgotne włosy. Czuła, jak dreszcz ogarnia jej ciało. Sukienka, w której wyszła z domu, nie dawała odpowiedniego ciepła, jednak nie interesowało ją to. Szła przed siebie. Szła wprost na linię horyzontu, którym zachwycała się za pierwszym razem. Stawiała kroki muskana przez wiatr, czuła jak jego macki dotykały ją mroźnymi dłońmi. Sukienka kleiła się do ciała, mokry materiał sprawiał wrażenie wręcz lodowatego.
Ewelina jednak szła przed siebie. Chcąc usilnie zobaczyć wszystko z góry, dotrzeć do krawędzi. Wzięła głęboki wdech, stając tuż przy małym murku, dzielącym dach od przepaści.
Castiel wpatrywał się w nią zaciekawiony.
Pytanie, które zadawał sobie dzień wcześniej, nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczęło mu dawać odpowiedź. Ewelina się formowała, on był tuż przy tym, aby pokierować ją we właściwym kierunku. Schował dłonie do kieszeni, wpatrując się w trzęsącą się sylwetkę na skraju dachu. Wcześniej, gdy powoli przemierzała odległość od drzwi do dachu, przeszło mu przez myśl, że chciała popełnić samobójstwo. Stawiała kroki jak zahipnotyzowana, bacznie rozglądając się nad każdym szczegółem ukrytym na niebie, które wydawało się współgrać z jej uczuciami.
Burzowe chmury przeszły nad miastem, otwierając niebo i ukazując nieskalany obłokami granat ozdobiony małymi punkcikami. Potęga gwiazd, przeszło mu przez myśl. Zawsze będą tuż nad nami, nigdy nie zdołamy ich przewyższyć, nieważne jak wysoko będziemy mierzyć, zawsze znajdą się gdzieś ponad naszymi głowami. Jakby podśmiewując się z nic niewartych ludzkich marzeń.
Przesunął wzrok na horyzont, wpatrując się w otuloną sztywną szatę kobietę. Kobietę, która pomimo problemów stała twardo na ziemi. Kobietę, która nie zrobiła kroku naprzód i niespadła w przepaść. Rzucała jej wyzwanie, tak jak on robił to już kilkadziesiąt razy. Miał rację, byli do siebie bardzo podobni. Nie pomylił się względem osobowości Eweliny.
Dlatego była idealną osobą, mogącą utorować mu drogę wprost do wymarzonej wolności.
— Te budynki — odezwała się, przerywając ciszę. — Sprawiają wrażenie jakby chciały uwolnić się i wznieść w górę. Widzisz to samo? — spytała cicho, kierując twarz w stronę prezesa.
— Za każdym razem jak tutaj jestem — odpowiedział niemal szeptem.
— Jesteśmy naprawdę dziwni. — Uśmiechnęła się, otulając się ramionami. — Nadal nie potrafię niczego poskładać w logiczną całość, wszystko zmieniło się w jedną wielką niewiadomą. Nawet nie zdaję sobie sprawy, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z tego, że tutaj jestem, że ci zaufałam, że poszłam za tobą. Wydaje mi się to cholernie nieracjonalne i wyrwane z rzeczywistości. Tak jakbym na moment znalazła się w opisywanych opowiadaniach, które uwielbiałam w przeszłości.
Podszedł do niej, spoglądając w dół, tam gdzie ona. Wpatrując się w ten sam obraz, podziwiając go po raz kolejny. Badając każdy jego detal tak samo, jak za każdym razem.
— Nadal posiadam tę dziecinną stronę — szepnęła. Zauważył kątem oka, jak mocniej ściska ramiona. — Jednak, czy mogłabym iść z tobą mając tę dziecięcą stronę przy sobie? Nie pokonam jej tak łatwo, nawet nie wiem, czym dokładnie ona jest, jak mam z nią walczyć. Nie wiem, to wszystko… każda rzecz, która siedzi w mojej głowie — westchnęła. — Chciałabym znaleźć dla tego miejsce, chciałabym je znaleźć nie krzywdząc nikogo.
Nie wpatrywała się w niego, spoglądała przed siebie, zamarzając i próbując opanować dreszcze rozchodzące się po ciele. Stała tak zmarnowana, przeciążona wiekiem i zabita przeszłością. Stawiając wszystko na jedną kartę. Stawiając wszystko na niego, na postać napawającą ją lękiem i obawą. Była naiwna, choć rosła w niej siła. Tej małej iskry pragnął się chwycić, jeśli sprawi, że stanie się silna, oboje wyniosą z tego korzyści. Jego plan się powiedzie, a sam w końcu osiągnie swój cel. Ewelina wydawała się bardziej odpowiednia niż myślał na początku.
— Pomogę ci, jeśli obiecasz, że dochowasz tajemnicy, którą ci powierzę.
Tęczówki kobiety wreszcie złapały kontakt z jego spojrzeniem. Wpatrywała się w niego czujnie, analizując każdą zmarszczkę na twarzy, bacznie wpatrując się w niewzruszone kąciki ust, cienką linię na czole i małą bliznę po ostatnim uderzeniu.
— Od początku miałam nieodparte wrażenie, że jestem ci do czegoś potrzebna albo taka się stałam przy naszych spotkaniach. Nie wiem tylko, czy to jest coś przyjemnego dla nas obojga — powiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust. — Nawet jeśli bym cię teraz o to spytała, milczałbyś, nie potrafiąc mi na to odpowiedzieć. Nasze rozmowy są wystarczająco dziwne.
— Dlaczego? — Uniósł brwi wyraźnie zdziwiony. Ewelina odwróciła się tyłem do przepaści i powoli stawiała kroki z powrotem, ku drzwiom.
— Zawsze jesteś kilka kroków przede mną. Jakbyś wszystko doskonale zaplanował, każde nasze zderzenie, każde zdanie, każdą moją myśl. Wszystko. Jakbyś przestawił tory mojego pociągu, by wykoleił się właśnie na tym zakręcie, abym przyszła tutaj, zrozumiała cię i ci zaufała.
— To źle? — spytał, wpatrując się jak blada postać znika w korytarzu. Ewelina zatrzymała się na schodach, wpatrując się w małe okienko pomiędzy piętrami. Oczami śledziła rysy, które powstały na szybie, chcąc w jakiś sposób zebrać dalsze myśli. Castiel zamknął drzwi, odcinając ich od silnych podmuchów wiatru. Dając jej odrobinę ciepła wśród ciemności korytarza.
— Sama nie wiem. Czuję się zmanipulowana, ale też zaciekawiona. Jestem ciekawa, co masz mi do zaproponowania, abym milczała i pomogła ci w dążeniu do tego, czego tak usilnie pragniesz.
Ton, w jakim to wypowiedziała, zdziwił milionera. Wsadził ręce do kieszeni, dotykając opuszkami palców zapalniczki ukrytej w jednej z nich. Płomień, który powoli wzrastał na jego oczach był mocniejszy niż mu się początkowo wydawało. Oboje popełnili ten sam błąd, oboje wystraszyli się, że każde z nich chce odebrać sobie życie, wtedy, kiedy każde z nich rzucało wyzwanie światu.
***
Otworzyła drzwi, niemal od razu zrzucając buty z nóg.
— Ewelina? — zaniepokojony głos dobiegł ją z kuchni, po chwili w przedpokoju pojawiła się Amelia z zatroskanym wyrazem twarzy. Blondynka wpatrywała się w szczery smutek malujący się w oczach przyjaciółki. Uśmiechnęła się, jednak znowu nie przeprosiła. Zdusiła wyrzuty sumienia w sobie. — Dziewczyno, gdzieś ty była! Jesteś cała przemarznięta!
Równie zaskoczona, co zmartwiona Amelia szybko pojawiła się przed nią. Dotykała jej twarzy i dłoni, nie potrafiąc opanować drżenia własnego ciała.
— Am, pomóż mi się spakować.
— Spakować? — powtórzyła cicho, otwierając szeroko oczy. Zaskoczona, ponownie chwyciła Ewelinę za ramiona. — O czym ty mówisz? Co się stało? Ewelina?
Przygryzła wargę, odruchowo ściągając ciepłe dłonie z lodowatego ciała. Przyjaciółka śledziła ją wzrokiem, wciąż nie mając pojęcia, co chodzi jej po głowie. Powłóczyła za blondynką nogami wprost do jej własnych czterech ścian. Na marne próbując cokolwiek mówić i przerwać milczenie Eweliny.
— Jest już późno, Ewelina, gdzie ty chcesz pójść? Co się stało?
Kobieta wyciągnęła walizkę z szafy, zaczynając niemal od razu wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Nie patrząc na ład i porządek, po prostu wywalała wszystko do jednej walizki, chcąc jak najszybciej odejść z tego domu. Amelia wpatrywała się w to jak oczarowana, dziwne zachowanie przyjaciółki niepokoiło ją. Nigdy nie miała w sobie tyle chęci, by na cokolwiek się zbuntować, czy tak reagować. Martwiła się, że ostatnie kłótnie z bratem, tak na nią wpłynęły. Niepokoił ją również fakt, że dzisiaj rano powiedziała jej kilka nieprzyjemnych słów. Czuła, jak nogi się pod nią uginają. Usiadła na łóżku, tuż obok ogromnej walizki. Ślepo śledziła każdą rzecz, która lądowała w wielkim opakowanym zamkiem pudle.
— Chcesz mieć dzieci? — spytała blondynka niespodziewanie. Amelia podniosła na nią załzawione już i trochę wystraszone oczy. — Chcesz, prawda? Chcesz bawić się z nimi, chcesz gotować dla nich obiady, chcesz normalnie pracować, chcesz mieć zwierzęta w domu, mieć własny salon dla gości, swój regał na książki, chcesz spędzać romantyczne wieczory z moim bratem, zapraszać znajomych, umawiać się z sąsiadką na kawę — wymieniała nieprzerwanie, czując pod powiekami łzy. Zacisnęła palce na cienkiej tkaninie. — Nie potrafię już tego znieść, tego wszystkiego, tego miejsca, tego, jak bardzo was ograniczam, jakim jestem dla was ciężarem, jak… jak bardzo psuję to wszystko, co macie szansę zbudować.
— Skarbie, twój brat i ja, doskonale wiedzieliśmy o wszystkim, gdy braliśmy cię pod skrzydła — cichy szept rozniósł się po czterech ścianach. Ewelina pokręciła głową, zrezygnowana i wyczerpana.
— Jesteśmy przyjaciółkami, prawda?
Amelia kiwnęła głową, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza blondynka.
— Zatem teraz śmiało możesz mi powiedzieć, że byłam ciężarem, Am. Byłam tego świadoma za każdym razem, gdy zamykałam się w tym pokoju, byłam tego pewna przy każdej kłótni z bratem. Po prostu. — Wzięła głęboki wdech. — brakowało mi odwagi, aby się do tego przed sobą przyznać. Nie potrafiłam tego zrobić, dlatego uważałam was za napastników, którzy ciągle wchodzą mi z butami w życie, a tak naprawdę, ja wchodziłam w wasze, niszcząc je od środka.
— Co się stało? Dlaczego mówisz mi to teraz? Matko, dziewczyno jest po dwudziestej trzeciej, cały dzień cię nie było w domu. Przychodzisz przemoknięta, zmarznięta i oświadczasz, że się wyprowadzasz! Co mam myśleć?
Ewelina utkwiła spojrzenie w roztrzęsionej twarzy przyjaciółki.
— Sama nie wiem, postawiłam wszystko na jedną kartę. Dam się wykorzystać i zobaczę, co z tego wyjdzie.
Amelia zamrugała kilkakrotnie, gdy blondynka zapięła walizkę i wyciągnęła ją z pokoju. Przyjaciółka siedziała nadal na tym samej pościeli, próbując przełknąć to, co powiedziała siostra jej męża. Wpatrywała się w pustą półkę przed sobą, jakby kawałek starej szafy był czarną dziurą pochłaniającą rozrzucone myśli. Nie rozumiała ani jednego słowa, które wypowiedziała do niej Ewelina, nie pojmowała ich znaczenia, były dla niej zupełnie obce. Czuła, jak serce powoli przyspiesza, niepokój ogarnął matczyny instynkt, sprawił, że z impetem wyszła z pokoju, potem z mieszkania. Czując jak łzy spływają po policzkach, zbiegła po schodach. Pędziła na drewnianych szczeblach tak długo, aż zobaczyła kruchą postać niosącą ogromną walizkę. Złapała ją na parterze, tuż przed tym, jak miała otwierać drzwi. Złamała na nadgarstek i odwróciła w swoją stronę.
— Muszę wiedzieć gdzie, Ewelino. Proszę, podaj mi przynajmniej adres, bym nie umarła z zamartwiania się o ciebie — wydusiła z siebie, czując, że o nic innego nie jest w stanie ją prosić. Nie mogła jej zatrzymać, choćby chciała mieć przy sobie tę nieogarniętą istotę, nie potrafiła jej zatrzymać na tyle blisko. Popełniłaby ten sam błąd, który zrobiła Ewelina. Nie pozwoliłaby na zmiany. Amelia w głębi serca czuła, że to, co teraz łamało jej serce, było czymś potrzebnym. Chociaż strach o bezpieczeństwo przyjaciółki przyćmiewał zmysły, starała się tego nie pokazywać. Nie chciała, by czuła wyrzuty sumienia, miała być pewna tego pierwszego, gwałtownego kroku, jaki wykonała. Blondwłosa bez słowa podała jej białą wizytówkę, na której widniał adres.
Czarne litery układały się w tak dobrze znaną Amelii ulicę, a numer domu oraz wyżej napisane imię i nazwisko, sprawiło, że ugięły się pod nią kolana.
— Ewelina? — zaniepokojony głos dobiegł ją z kuchni, po chwili w przedpokoju pojawiła się Amelia z zatroskanym wyrazem twarzy. Blondynka wpatrywała się w szczery smutek malujący się w oczach przyjaciółki. Uśmiechnęła się, jednak znowu nie przeprosiła. Zdusiła wyrzuty sumienia w sobie. — Dziewczyno, gdzieś ty była! Jesteś cała przemarznięta!
Równie zaskoczona, co zmartwiona Amelia szybko pojawiła się przed nią. Dotykała jej twarzy i dłoni, nie potrafiąc opanować drżenia własnego ciała.
— Am, pomóż mi się spakować.
— Spakować? — powtórzyła cicho, otwierając szeroko oczy. Zaskoczona, ponownie chwyciła Ewelinę za ramiona. — O czym ty mówisz? Co się stało? Ewelina?
Przygryzła wargę, odruchowo ściągając ciepłe dłonie z lodowatego ciała. Przyjaciółka śledziła ją wzrokiem, wciąż nie mając pojęcia, co chodzi jej po głowie. Powłóczyła za blondynką nogami wprost do jej własnych czterech ścian. Na marne próbując cokolwiek mówić i przerwać milczenie Eweliny.
— Jest już późno, Ewelina, gdzie ty chcesz pójść? Co się stało?
Kobieta wyciągnęła walizkę z szafy, zaczynając niemal od razu wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Nie patrząc na ład i porządek, po prostu wywalała wszystko do jednej walizki, chcąc jak najszybciej odejść z tego domu. Amelia wpatrywała się w to jak oczarowana, dziwne zachowanie przyjaciółki niepokoiło ją. Nigdy nie miała w sobie tyle chęci, by na cokolwiek się zbuntować, czy tak reagować. Martwiła się, że ostatnie kłótnie z bratem, tak na nią wpłynęły. Niepokoił ją również fakt, że dzisiaj rano powiedziała jej kilka nieprzyjemnych słów. Czuła, jak nogi się pod nią uginają. Usiadła na łóżku, tuż obok ogromnej walizki. Ślepo śledziła każdą rzecz, która lądowała w wielkim opakowanym zamkiem pudle.
— Chcesz mieć dzieci? — spytała blondynka niespodziewanie. Amelia podniosła na nią załzawione już i trochę wystraszone oczy. — Chcesz, prawda? Chcesz bawić się z nimi, chcesz gotować dla nich obiady, chcesz normalnie pracować, chcesz mieć zwierzęta w domu, mieć własny salon dla gości, swój regał na książki, chcesz spędzać romantyczne wieczory z moim bratem, zapraszać znajomych, umawiać się z sąsiadką na kawę — wymieniała nieprzerwanie, czując pod powiekami łzy. Zacisnęła palce na cienkiej tkaninie. — Nie potrafię już tego znieść, tego wszystkiego, tego miejsca, tego, jak bardzo was ograniczam, jakim jestem dla was ciężarem, jak… jak bardzo psuję to wszystko, co macie szansę zbudować.
— Skarbie, twój brat i ja, doskonale wiedzieliśmy o wszystkim, gdy braliśmy cię pod skrzydła — cichy szept rozniósł się po czterech ścianach. Ewelina pokręciła głową, zrezygnowana i wyczerpana.
— Jesteśmy przyjaciółkami, prawda?
Amelia kiwnęła głową, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza blondynka.
— Zatem teraz śmiało możesz mi powiedzieć, że byłam ciężarem, Am. Byłam tego świadoma za każdym razem, gdy zamykałam się w tym pokoju, byłam tego pewna przy każdej kłótni z bratem. Po prostu. — Wzięła głęboki wdech. — brakowało mi odwagi, aby się do tego przed sobą przyznać. Nie potrafiłam tego zrobić, dlatego uważałam was za napastników, którzy ciągle wchodzą mi z butami w życie, a tak naprawdę, ja wchodziłam w wasze, niszcząc je od środka.
— Co się stało? Dlaczego mówisz mi to teraz? Matko, dziewczyno jest po dwudziestej trzeciej, cały dzień cię nie było w domu. Przychodzisz przemoknięta, zmarznięta i oświadczasz, że się wyprowadzasz! Co mam myśleć?
Ewelina utkwiła spojrzenie w roztrzęsionej twarzy przyjaciółki.
— Sama nie wiem, postawiłam wszystko na jedną kartę. Dam się wykorzystać i zobaczę, co z tego wyjdzie.
Amelia zamrugała kilkakrotnie, gdy blondynka zapięła walizkę i wyciągnęła ją z pokoju. Przyjaciółka siedziała nadal na tym samej pościeli, próbując przełknąć to, co powiedziała siostra jej męża. Wpatrywała się w pustą półkę przed sobą, jakby kawałek starej szafy był czarną dziurą pochłaniającą rozrzucone myśli. Nie rozumiała ani jednego słowa, które wypowiedziała do niej Ewelina, nie pojmowała ich znaczenia, były dla niej zupełnie obce. Czuła, jak serce powoli przyspiesza, niepokój ogarnął matczyny instynkt, sprawił, że z impetem wyszła z pokoju, potem z mieszkania. Czując jak łzy spływają po policzkach, zbiegła po schodach. Pędziła na drewnianych szczeblach tak długo, aż zobaczyła kruchą postać niosącą ogromną walizkę. Złapała ją na parterze, tuż przed tym, jak miała otwierać drzwi. Złamała na nadgarstek i odwróciła w swoją stronę.
— Muszę wiedzieć gdzie, Ewelino. Proszę, podaj mi przynajmniej adres, bym nie umarła z zamartwiania się o ciebie — wydusiła z siebie, czując, że o nic innego nie jest w stanie ją prosić. Nie mogła jej zatrzymać, choćby chciała mieć przy sobie tę nieogarniętą istotę, nie potrafiła jej zatrzymać na tyle blisko. Popełniłaby ten sam błąd, który zrobiła Ewelina. Nie pozwoliłaby na zmiany. Amelia w głębi serca czuła, że to, co teraz łamało jej serce, było czymś potrzebnym. Chociaż strach o bezpieczeństwo przyjaciółki przyćmiewał zmysły, starała się tego nie pokazywać. Nie chciała, by czuła wyrzuty sumienia, miała być pewna tego pierwszego, gwałtownego kroku, jaki wykonała. Blondwłosa bez słowa podała jej białą wizytówkę, na której widniał adres.
Czarne litery układały się w tak dobrze znaną Amelii ulicę, a numer domu oraz wyżej napisane imię i nazwisko, sprawiło, że ugięły się pod nią kolana.
***
Dwie godziny później
Otuliła się szczelnie beżowym, miękkim kocem, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po zmarzniętym ciele. Mokre końcówki włosów zostały upięte w niedbały kok a zapach męskiego żelu pod prysznic uderzał w jej nozdrza. Wykąpana, owinięta kocem, siedziała wpatrując się w czarno-biały pokój. Wtulając się w miękką kanapę, próbowała ogarnąć jeszcze raz myśli w jedną całość. Szum wody uderzającej u płytki w łazience, zakłócał ciszę. Nie czuła się niezręcznie względem mężczyzny, u którego teraz zamieszkała.
Próbowała po prostu to sobie racjonalnie wytłumaczyć. Zrozumieć tę nagłą zmianę. Czuła się jak kopciuszek, który przyszedł w łachmanach na wielki bal, do wielkiego mieszkania. Przyszedł na zawołanie księcia. Przygryzła wargę. Nigdy nie lubiła kontroli, zawsze chciała ogarnąć sama wszystko, co działo się w jej życiu. Teraz, gdy była pewna, że sobie z tym nie poradzi, po prostu mu zaufała i naiwnie, niczym dziecko wchodzące do czyjegoś samochodu, poszła za dziwną aurą mężczyzny. Nie był sympatyczny ani miły, milioner był przebiegły i przerażający.
Przymknęła oczy.
Dlatego postanowiła mu zaufać. Niszcząc logikę w rozumowaniu, zaufała niebezpieczeństwu, wiedząc, że może czuć się przy tym bardziej stabilna, niż przy miłym i opiekuńczym charakterze. Tutaj nie musiała się długo zastanawiać, mogła działać niczym lalka i dokładnie wszystko przemyśleć. On nie chciał zrobić jej krzywdy, potrzebował Eweliny równie mocno jak ona potrzebowała jego. By wykorzystać, by zmanipulować i odsunąć od siebie na tyle, aby nie wejść w większe bagno, niż to, z którego próbowali wyjść.
Drzwi z łazienki otwarły się niemal bezszelestnie. Wyobraziła sobie ciche kroki, które kierują się wprost w stronę kuchni. Lodówka otworzyła się, na blacie wylądowały dwie szklanki. Wszystko działo się jak najciszej, jakby właściciel ogromnego mieszkania był duchem. Czymś zupełnie nienaturalnie spokojnym i ustabilizowanym.
— Chcesz wody? — spytał. Kiwnęła głową, obserwując jak sylwetka odziana w luźne spodnie i szarą koszulkę podchodzi do stolika, i kładzie na nim dwie przeźroczyste szklanki. Usiadł w fotelu naprzeciwko.
Nie spytała, czy może tutaj zamieszkać, nawet nie padło słowo o tym, aby się wyprowadziła z tamtego mieszkania i wprowadziła do niego. Nie padło właściwie żadne słowo, prócz obietnicy, że jej pomoże. Równie mocno ukrytej za podtekstami, co sama odpowiedź, że blondwłosa dochowa tajemnicy. Upiła łyk zimnej wody. Miała wrażenie, że przyzwyczaja się do ich rozmów, pełnych tajemnic, które wcześniej niezmiernie ją irytowały.
Znali się zaledwie kilka dni. Westchnęła.
Milioner schylił się i wyciągnął, leżącą pod szklanym stołem, na małej półce beżową kopertę. Położył ją na stole, przesuwając w stronę Eweliny. Czuła, że ich mała gra się zaczyna. Lekki niepokój ogarnął kruche ciało.
— Nie musisz czytać tego teraz, możesz zapoznać się z tym jutro rano. Jednak, jeśli to otworzysz, chciałbym abyś dokładnie zapoznała się z zawartością, z każdym punktem, który będzie tam wymieniony. — Wbił w nią spojrzenie. Poczuła się jak szara myszka, przy panterze, która była blisko upolowania swojej ofiary. Chwyciła w ręce ciężką kopertę, rozrywając papier. — Milczenie, o które cię prosiłem wcześniej dotyczy tego kontraktu. Tylko i wyłącznie. Nawet jeśli nie zaakceptujesz warunków, fakt, że istniał ten dokument zostaje tajemnicą. Naszą tajemnicą, o której nie może się nikt dowiedzieć.
Skinęła głową, wpatrując się w stos kartek, który leżał w jej dłoniach. Na pierwszej stronie widniało jej nazwisko. Czuła, jak coś utyka w jej gardle, jakaś kula zagnieździła się w przełyku. Wiedział o niej wszystko, teraz już nie mogła mieć przed nim żadnych tajemnic. Cała przeszłość została obnażona przed milionerem, a Ewelina poczuła się nagle naga, bez żadnego okrycia i asa w rękawie. Ona nie wiedziała o nim nic, on wiedział o niej dostatecznie dużo.
— Przeczytaj ten dokument uważnie, Ewelino. Jeśli w przyszłości złamiesz jakikolwiek punkt, zostaniesz pociągnięta za to prawnie. Zatrzymujemy tę umowę między sobą, jednak nawet ona posiada status prawny.
— Rozumiem, ile mam czasu na podjęcie decyzji?
Starała się, aby głos jej nie drżał, aby zachować spokój, aby się nie denerwować. Zacisnęła mocniej dłonie na papierze. Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem pełnym dziwnego zrozumienia. Zaniepokoiła ją ta nagła zmiana.
— Jestem cierpliwy, wystarczająco czekałem. Jeśli będziesz całkowicie pewna podjętej decyzji, wtedy dasz mi odpowiedź. Niezależnie od odpowiedzi, masz dużo czasu. Nie będę cię do niczego zmuszał i przekonywał, wszystko, czego będzie dotyczyła nasza dalsza relacja jest zawarte w kontrakcie.
Kiwnęła głową, czując ulgę, powoli rozluźniającą zesztywniałe mięśnie. Odruchowo, niczym małe dziecko, uniosła dokument i przytuliła go do piersi, podwijając kolana pod brodę. Jakby chciała uchronić się przed jego wzrokiem i zawartością kontraktu. Usilnie przekonać siebie, że robi dobrze i idzie wprost do czegoś, co miało jej dać spokój i władzę. Władzę nad własnym życiem, zbudowania fundamentu, na którym zbuduje od nowa swoją roztrzaskaną psychikę.
— Dlaczego to robisz? — spytała, podnosząc na niego zaciekawione tęczówki. — Ta wolność, o której wspomniałeś, tak wiele dla ciebie znaczy?
— Dlaczego to robisz? — powtórzył za nią, wprawiając Ewelinę w dziwne zmieszanie. — Dlaczego znalazłaś się tutaj, uciekając ze łzami w oczach z własnego domu, z własnego kąta, który budowałaś latami. Nie mając nic, odcinając się od jedynych osób, które były ci bliskie, nagle poświęciłaś to wszystko i przyszłaś do mnie. Przyszłaś do człowieka, którego znasz kilka dni, zaledwie po kilku spotkaniach.
Przygryzła wargę, odwracając wzrok.
— Na rzeczy, które są dla nas ważne, czasami nie potrafimy znaleźć słów, Ewelino. One po prostu są, istnieją gdzieś zawieszone pomiędzy rzeczywistością, a światem okutym w marzenia, czekają na nas, aż je znajdziemy i w końcu do nich dojdziemy.
— To dziwne — wyszeptała. Rozluźniając uścisk i wpatrując się w kartki papieru nasączone atramentem. Pochłaniała każdą literkę, każdy przecinek, każdą kropkę, jakby to właśnie one miała dać jej odpowiedź na wszystkie pytania kłębiące się w głowie. Milioner milczał, odwracając od kobiety wzrok i kierując go wprost przed siebie.
Otuliła się szczelnie beżowym, miękkim kocem, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po zmarzniętym ciele. Mokre końcówki włosów zostały upięte w niedbały kok a zapach męskiego żelu pod prysznic uderzał w jej nozdrza. Wykąpana, owinięta kocem, siedziała wpatrując się w czarno-biały pokój. Wtulając się w miękką kanapę, próbowała ogarnąć jeszcze raz myśli w jedną całość. Szum wody uderzającej u płytki w łazience, zakłócał ciszę. Nie czuła się niezręcznie względem mężczyzny, u którego teraz zamieszkała.
Próbowała po prostu to sobie racjonalnie wytłumaczyć. Zrozumieć tę nagłą zmianę. Czuła się jak kopciuszek, który przyszedł w łachmanach na wielki bal, do wielkiego mieszkania. Przyszedł na zawołanie księcia. Przygryzła wargę. Nigdy nie lubiła kontroli, zawsze chciała ogarnąć sama wszystko, co działo się w jej życiu. Teraz, gdy była pewna, że sobie z tym nie poradzi, po prostu mu zaufała i naiwnie, niczym dziecko wchodzące do czyjegoś samochodu, poszła za dziwną aurą mężczyzny. Nie był sympatyczny ani miły, milioner był przebiegły i przerażający.
Przymknęła oczy.
Dlatego postanowiła mu zaufać. Niszcząc logikę w rozumowaniu, zaufała niebezpieczeństwu, wiedząc, że może czuć się przy tym bardziej stabilna, niż przy miłym i opiekuńczym charakterze. Tutaj nie musiała się długo zastanawiać, mogła działać niczym lalka i dokładnie wszystko przemyśleć. On nie chciał zrobić jej krzywdy, potrzebował Eweliny równie mocno jak ona potrzebowała jego. By wykorzystać, by zmanipulować i odsunąć od siebie na tyle, aby nie wejść w większe bagno, niż to, z którego próbowali wyjść.
Drzwi z łazienki otwarły się niemal bezszelestnie. Wyobraziła sobie ciche kroki, które kierują się wprost w stronę kuchni. Lodówka otworzyła się, na blacie wylądowały dwie szklanki. Wszystko działo się jak najciszej, jakby właściciel ogromnego mieszkania był duchem. Czymś zupełnie nienaturalnie spokojnym i ustabilizowanym.
— Chcesz wody? — spytał. Kiwnęła głową, obserwując jak sylwetka odziana w luźne spodnie i szarą koszulkę podchodzi do stolika, i kładzie na nim dwie przeźroczyste szklanki. Usiadł w fotelu naprzeciwko.
Nie spytała, czy może tutaj zamieszkać, nawet nie padło słowo o tym, aby się wyprowadziła z tamtego mieszkania i wprowadziła do niego. Nie padło właściwie żadne słowo, prócz obietnicy, że jej pomoże. Równie mocno ukrytej za podtekstami, co sama odpowiedź, że blondwłosa dochowa tajemnicy. Upiła łyk zimnej wody. Miała wrażenie, że przyzwyczaja się do ich rozmów, pełnych tajemnic, które wcześniej niezmiernie ją irytowały.
Znali się zaledwie kilka dni. Westchnęła.
Milioner schylił się i wyciągnął, leżącą pod szklanym stołem, na małej półce beżową kopertę. Położył ją na stole, przesuwając w stronę Eweliny. Czuła, że ich mała gra się zaczyna. Lekki niepokój ogarnął kruche ciało.
— Nie musisz czytać tego teraz, możesz zapoznać się z tym jutro rano. Jednak, jeśli to otworzysz, chciałbym abyś dokładnie zapoznała się z zawartością, z każdym punktem, który będzie tam wymieniony. — Wbił w nią spojrzenie. Poczuła się jak szara myszka, przy panterze, która była blisko upolowania swojej ofiary. Chwyciła w ręce ciężką kopertę, rozrywając papier. — Milczenie, o które cię prosiłem wcześniej dotyczy tego kontraktu. Tylko i wyłącznie. Nawet jeśli nie zaakceptujesz warunków, fakt, że istniał ten dokument zostaje tajemnicą. Naszą tajemnicą, o której nie może się nikt dowiedzieć.
Skinęła głową, wpatrując się w stos kartek, który leżał w jej dłoniach. Na pierwszej stronie widniało jej nazwisko. Czuła, jak coś utyka w jej gardle, jakaś kula zagnieździła się w przełyku. Wiedział o niej wszystko, teraz już nie mogła mieć przed nim żadnych tajemnic. Cała przeszłość została obnażona przed milionerem, a Ewelina poczuła się nagle naga, bez żadnego okrycia i asa w rękawie. Ona nie wiedziała o nim nic, on wiedział o niej dostatecznie dużo.
— Przeczytaj ten dokument uważnie, Ewelino. Jeśli w przyszłości złamiesz jakikolwiek punkt, zostaniesz pociągnięta za to prawnie. Zatrzymujemy tę umowę między sobą, jednak nawet ona posiada status prawny.
— Rozumiem, ile mam czasu na podjęcie decyzji?
Starała się, aby głos jej nie drżał, aby zachować spokój, aby się nie denerwować. Zacisnęła mocniej dłonie na papierze. Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem pełnym dziwnego zrozumienia. Zaniepokoiła ją ta nagła zmiana.
— Jestem cierpliwy, wystarczająco czekałem. Jeśli będziesz całkowicie pewna podjętej decyzji, wtedy dasz mi odpowiedź. Niezależnie od odpowiedzi, masz dużo czasu. Nie będę cię do niczego zmuszał i przekonywał, wszystko, czego będzie dotyczyła nasza dalsza relacja jest zawarte w kontrakcie.
Kiwnęła głową, czując ulgę, powoli rozluźniającą zesztywniałe mięśnie. Odruchowo, niczym małe dziecko, uniosła dokument i przytuliła go do piersi, podwijając kolana pod brodę. Jakby chciała uchronić się przed jego wzrokiem i zawartością kontraktu. Usilnie przekonać siebie, że robi dobrze i idzie wprost do czegoś, co miało jej dać spokój i władzę. Władzę nad własnym życiem, zbudowania fundamentu, na którym zbuduje od nowa swoją roztrzaskaną psychikę.
— Dlaczego to robisz? — spytała, podnosząc na niego zaciekawione tęczówki. — Ta wolność, o której wspomniałeś, tak wiele dla ciebie znaczy?
— Dlaczego to robisz? — powtórzył za nią, wprawiając Ewelinę w dziwne zmieszanie. — Dlaczego znalazłaś się tutaj, uciekając ze łzami w oczach z własnego domu, z własnego kąta, który budowałaś latami. Nie mając nic, odcinając się od jedynych osób, które były ci bliskie, nagle poświęciłaś to wszystko i przyszłaś do mnie. Przyszłaś do człowieka, którego znasz kilka dni, zaledwie po kilku spotkaniach.
Przygryzła wargę, odwracając wzrok.
— Na rzeczy, które są dla nas ważne, czasami nie potrafimy znaleźć słów, Ewelino. One po prostu są, istnieją gdzieś zawieszone pomiędzy rzeczywistością, a światem okutym w marzenia, czekają na nas, aż je znajdziemy i w końcu do nich dojdziemy.
— To dziwne — wyszeptała. Rozluźniając uścisk i wpatrując się w kartki papieru nasączone atramentem. Pochłaniała każdą literkę, każdy przecinek, każdą kropkę, jakby to właśnie one miała dać jej odpowiedź na wszystkie pytania kłębiące się w głowie. Milioner milczał, odwracając od kobiety wzrok i kierując go wprost przed siebie.
— Naucz się marzyć, na tyle prawdziwie, by wiedzieć, że możesz dojść do wszystkiego, co stanie się twoim celem. Na tyle świadomie, aby być pewnym tego, że jesteś w stanie pokonać nawet siebie, aby osiągnąć to, czego pragniesz.
Pokonać siebie, powtórzyła w myślach.
— Na końcu korytarza, gdzie korzystałaś z łazienki, znajduje się pokój dla gości. Możesz tam przenocować, a teraz. — Wstał, zabierając ze sobą szklankę z resztką wody. — Dobranoc, Ewelino.
Odpowiedziała tym samym, nadal jednak nie ruszając się z miejsca. Jakaś siła wbijała ją w fotel, nie pozwalając oderwać się z wygodnego kąta. Zaciskała dłonie na białych kartkach. Wbijała w nie krótkie paznokcie, przygryzała wargi, czując już metaliczny posmak krwi. Nadużywała tego gestu, o czym świadczyła popękana i poobgryzana skóra wewnątrz ust.
Pokonać siebie, powtórzyła w myślach.
— Na końcu korytarza, gdzie korzystałaś z łazienki, znajduje się pokój dla gości. Możesz tam przenocować, a teraz. — Wstał, zabierając ze sobą szklankę z resztką wody. — Dobranoc, Ewelino.
Odpowiedziała tym samym, nadal jednak nie ruszając się z miejsca. Jakaś siła wbijała ją w fotel, nie pozwalając oderwać się z wygodnego kąta. Zaciskała dłonie na białych kartkach. Wbijała w nie krótkie paznokcie, przygryzała wargi, czując już metaliczny posmak krwi. Nadużywała tego gestu, o czym świadczyła popękana i poobgryzana skóra wewnątrz ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz